Prawo obłapiania
Dodano:
O seksualnych ekscesach Dominique’a Straussa-Kahna, niebezpiecznie bliskich czynów karalnych, wiedział tzw. cały Paryż. On sam przepowiadał niedawno, że ktoś, kto chciałby mu zaszkodzić, na pewno uderzy w jego żydowskie pochodzenie, znaczny pociąg do pieniędzy i jeszcze większy do kobiet. Niepohamowany, obsesyjny, kompulsywny.
– Grom z jasnego nieba! – wykrzyknęła Martine Aubry, przewodnicząca Partii Socjalistycznej, na wieść o aresztowaniu DSK pod zarzutem usiłowania gwałtu. Faktycznie, związana z nim sojuszem przed partyjnymi prawyborami Aubry musiała się przejąć utratą kandydata, który miał odebrać szarfę prezydencką Sarkozy’emu. Bo sama wiadomość z Nowego Jorku zaskoczyć jej nie mogła, a w każdym razie nie powinna.
O seksualnych ekscesach Straussa-Kahna było w Paryżu głośno. Prezydent Sarkozy nigdy nie był wzorem seksualnej wstrzemięźliwości, ale przyznawał ponoć w gronie zaufanych, że przy DSK może uchodzić za protestanckiego pastora. Brzmiała w tym bardzo francuska nuta podziwu dla jurności, której rzecz jasna na cały głos nie wypada wyśpiewać – co też jest bardzo francuskie.
Podziw ustąpił teraz miejsca przejęciu się losem nie tyle byłego szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ile wybitnego Francuza. Amerykanie, za nic mając zasadę domniemania niewinności, traktują go jak zwyrodnialca! Pokazują w telewizji skutego kajdankami! Nie rozumieją – powiedział filozof Bernard-Henri Lévy, przyjaciel DSK – że to nie jest zwykły obywatel. Mszczą się, bo nie zdołali dopaść Polańskiego. Areszt domowy, na który z łaski (i za wielką kaucją) zamienili mu celę więzienia Rikers Island, to przecież nie jest wolność. Przyjaciele oskarżonego mniej się martwią o kondycję psychiczną pokojówki z Sofitela Nafissatou Diallo, zahukanej imigrantki z Gwinei.
O seksualnych ekscesach Straussa-Kahna było w Paryżu głośno. Prezydent Sarkozy nigdy nie był wzorem seksualnej wstrzemięźliwości, ale przyznawał ponoć w gronie zaufanych, że przy DSK może uchodzić za protestanckiego pastora. Brzmiała w tym bardzo francuska nuta podziwu dla jurności, której rzecz jasna na cały głos nie wypada wyśpiewać – co też jest bardzo francuskie.
Podziw ustąpił teraz miejsca przejęciu się losem nie tyle byłego szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ile wybitnego Francuza. Amerykanie, za nic mając zasadę domniemania niewinności, traktują go jak zwyrodnialca! Pokazują w telewizji skutego kajdankami! Nie rozumieją – powiedział filozof Bernard-Henri Lévy, przyjaciel DSK – że to nie jest zwykły obywatel. Mszczą się, bo nie zdołali dopaść Polańskiego. Areszt domowy, na który z łaski (i za wielką kaucją) zamienili mu celę więzienia Rikers Island, to przecież nie jest wolność. Przyjaciele oskarżonego mniej się martwią o kondycję psychiczną pokojówki z Sofitela Nafissatou Diallo, zahukanej imigrantki z Gwinei.
O seksaferze z byłym szefem MFW w roli głównej przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".