Kogo na Bliskim Wschodzie obchodzą słowa Obamy?

Dodano:
Według niektórych komentatorów politycznych, takich jak Robert Fisk, prezydent Barack Obama okazał słabość wobec sytuacji na Bliskim Wschodzie. Cywilizacja arabska odsuwa się coraz bardziej od USA i będzie kreować swoją demokrację niezależnie od świata zachodniego.
Arabowie mają dosyć słuchania „o roli Ameryki" w przemianach i rewolucji w Afryce Północnej. Według Roberta Fiska fakty są jednoznaczne: Barack Obama nie wspierał skutecznie ruchów społecznych w państwach afrykańskich, zbyt późno potępił Ben Alego i Mubaraka, nie zareagował odpowiednio na syryjski reżim (jeśli porównywać to z sytuacją w Libii) oraz w ogóle nie wypowiedział się w sprawie Arabii Saudyjskiej. Do tego utrzymuje bliskie kontakty z Izraelem – nic dziwnego, że świat arabski odsuwa się z pogardą od Stanów Zjednoczonych. Teraz to mieszkańcy regionu będą tworzyć własne systemy polityczne, bez udziału ani pomocy cywilizacji zachodniej.

Turcja, która interweniowała już kilka razy w Damaszku, nie ufa Baszarowi el-Assadowi. Prezydent Syrii już dwukrotnie oszukał dyplomatów tureckich i nie dotrzymał obietnicy odnośnie przeprowadzenia wolnych i demokratycznych wyborów. Turcja, obserwując fale uchodźców z Syrii, obawia się powtórki sytuacji jaka miała miejsce z Kurdami z Iraku. Wysyła więc swoje specjalne oddziały, które mają zapewnić bezpieczeństwo uchodźcom wewnątrz Syrii. Tymczasem Katar próbuje powstrzymać Algierię przed wyposażaniem Kadafiego w kolejne czołgi i sprzęt wojskowy. Sam jest zaangażowany w pomoc rebeliantom z Benghazi i jak się okazało, to właśnie katarscy oficerowie doradzali Libijczykom podczas okupowania Misraty.

W takiej sytuacji słowa Obamy rzeczywiście pozostają pustym gestem „wspierania demokracji". Jednocześnie USA dofinansowują system Arabii Saudyjskiej, kraju co najmniej niedemokratycznego. Amerykanie przeznaczyli 40 miliardów dolarów na rozwój nowej elitarnej jednostki, która ma zabezpieczać królewskie tereny z ropą naftową.

Do tego dochodzi brak konsekwencji ze strony Obamy, widoczny chociażby w jego podejściu do sprawy utworzenia Palestyny. 19 maja mówił o „kontynuacji izraelskiego osadnictwa", ale po rozmowie z Benjaminem Netanjahu zmienił ton na bardziej zdecydowany. Nie odczytał też prawdopodobnie chęci Izraela do przeciągania negocjacji pokojowych, które mają skutkować tym, że ostatecznie nie będzie czego oddawać Palestyńczykom. Dyskusja wokół granic Izraela, rozbrojenia Palestyńczyków i praktycznej konieczności dostosowania się ich do warunków pokoju narzucanych przez Izrael, sprawiają, że Arabowie rzeczywiście przestają w ogóle słuchać słów Obamy.

A rewolucja arabska będzie się rozprzestrzeniać, może też ogarnie wreszcie Palestynę, która zdecyduje się na bardziej zdecydowane i zjednoczone działanie przeciwko Izraelowi. I nikogo nie będzie obchodzić zdanie Ameryki w tej sprawie.

MK

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...