"Tusk przygotowuje PO do rządzenia przez wiele kadencji"
Narodowej". Powody, dla których Joanna Kluzik-Rostkowska - rok temu szefowa sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego, potem współzałożycielka i twarz partii Polska Jest Najważniejsza - dołącza do PO można zrozumieć. Posłanka - jeszcze w czasach zasiadania w klubie PiS przyznawała, że w czasie, gdy wstępowała do partii Jarosława Kaczyńskiego, wszyscy byli przeświadczeni o tym, iż PO i PiS to bliźniacze formacje, które utworzą wspólny rząd. A skoro tak, to o akcesie do jednej, bądź drugiej partii decydowały względy towarzyskie. Kluzik-Rostkowska pasowała i do PO, i do PiS-u - więc dziś, kiedy musiała ratować się przed "politycznym utonięciem" na łódce PJN-u, wybór jakiego dokonała jest logiczny.
W stronę partii hegemonicznej
Inaczej jest z Bartoszem Arłukowiczem i politykami związanymi ze środowiskiem SdPl (Dariusz Rosati, Józef Pinior). Dlaczego politycy ci garną się do PO, i - co może ważniejsze - dlaczego Platforma chce ich przygarnąć? Zdaniem politologa dr. Rafała Chwedoruka, Tuskowi może chodzić o "stworzenie partii hegemonicznej, swoistej partii władzy zdolnej do rządzenia przez wiele kadencji". - Świadczy o tym brak dyskusji programowej z politykami przechodzącymi do PO - zauważa Chwedoruk w rozmowie z Wprost24. Z kolei były poseł PO, prof. Paweł Śpiewak w ostatnich transferach politycznych widzi "polityczną grę, dążenie do uzyskania poparcia w różnych kręgach". - Wyrywanie lewicy kolejnych zębów, od Arłukowicza do Cimoszewicza jest dla Tuska po prostu mocnym argumentem - tłumaczy nam socjolog. Jego zdaniem, Platforma na transferach polityków PJN czy SLD jednak nie skorzysta, a jedynie doprowadzi do "rozmycia swojej tożsamości". - PO staje się partią pozbawiona idei wiodącej, a otwartość Donalda Tuska powoduje wręcz przeciąg - ironizuje prof. Śpiewak. Również dr Chwedoruk - w "gościnności" Platformy nie widzi chęci ideowej zmiany. Jego zdaniem chodzi wyłącznie o "zabezpieczenie się przed utratą wyborców na rzecz lewicy". - Odbieram to również jako manifestację polityczną wobec innych partii sugerującą, że tylko związek z PO może zapewnić partycypację w beneficjach związanych ze sprawowaniem władzy - zauważa politolog.
Rozmyta tożsamość
Czy partia, która "rozmywa swoją tożsamość" nie jest narażona na powyborcze secesje, kiedy okaże się, że polityków, którzy ją tworzą więcej łączy niż dzieli? Wszak zarówno PO, jak i PiS powstały w wyniku "wybicia się na niepodległość" frakcji z AWS i Unii Wolności. Prof. Śpiewak uważa, że Platforma nie musi obawiać się takiego scenariusza. - Politycy przechodzący dziś do PO nie mają silnych osobowości, nie mają na celu tworzenia frakcji, lecz trwanie w polityce - ocenia. Dr Rafał Chwedoruk patrzy na sprawę nieco inaczej. Według niego wchłanianie kolejnych polityków, wywodzących się z odmiennych ideowo opcji politycznych przez jedną partię "może być niebezpieczne dla demokracji". - Partie władzy na ogół stawały się quasi-parlamentem, w którym procesy decyzyjne w państwie przenosiły się do ośrodków partyjnych - tłumaczy politolog.
Kariera czy wiarygodność?
A jak transfery wpływają na wiarygodność polityków? - To jest demoralizujące i wyjątkowo nieeuropejskie - twierdzi dr Chwedoruk. Jego zdaniem, odpowiedzią na pytanie o wiarygodność polityków zmieniających barwy przed wyborami są "wskaźniki nieufności Polaków wobec polityków i ich niskie miejsce w rankingu prestiżu zawodów". Również prof. Śpiewak jest zdania, że politycy, decydujący się na transfery nie poprawiają swojej wiarygodności. Zdaniem socjologa Kluzik-Rostkowska przechodząc z dołującego w sondażach PJN do PO "sprawia wrażenie osoby, która bardziej dba o własną karierę niż wiarygodność". - Rosati, Arłukowicz także wydają się być ludźmi z innego klubu towarzyskiego - ocenia socjolog. - PO ich zje, zanim zdążą się zorientować - dodaje.