Policjanci przed sądem - kazali mężczyźnie klęczeć na odludziu
Adwokat nie zgadza się z zarzutem bezpodstawnego zatrzymania i wylegitymowania Dariusza M. - Sąd niestety chyba zapomniał, że każdy z nas może być wylegitymowany przez policjanta. Oskarżeni byli na patrolu, wykonywali swoje obowiązki i mieli prawo zatrzymać Dariusza M. - argumentował obrońca. Dodał, że z zebranego materiału dowodowego wynika, że Dariusz M. był pod wpływem alkoholu, i wcześniej w rozmowie z kolegą wyśmiewał policję. - Robił to nie wiedząc jeszcze o późniejszym pojawieniu się policjantów. Dowodzi to - przy późniejszym ustaleniu 1,2 promila alkoholu u Dariusza M. - że była to sytuacja agresji, pobudzenia i stawiania oporu władzy - ocenił Płaza. Adwokat zwrócił też uwagę, że do zdarzenia opisanego w wyroku doszło w dzielnicy, w której - według statystyk - dochodzi do wielu zdarzeń kryminalnych. - Gdy przez tę dzielnicę jedzie radiowóz, to mieszkańcy mówią, że jedzie "suka", a w niej jadą nie policjanci, tylko "psy" - relacjonował adwokat.
Adwokat zwrócił też uwagę, że zdarzenie za które policjanci zostali skazani było jedynym tego typu w ich kilkunastoletniej pracy. Ani wcześniej, ani później nie było wobec nich żadnych zastrzeżeń. Policjantów wsparł prezydent Kędzierzyna, przewodnicząca tamtejszej Rady Miasta, oraz mieszkańcy.
W ocenie oskarżyciela apelacja obrony nie zasługuje na rozpatrzenie, prokurator wniósł o jej oddalenie i utrzymanie wyroku sądu poprzedniej instancji. - Zarówno wyrok, jak i jego uzasadnienie bronią się w sposób tak poprawny, że można by powiedzieć doskonały - oceniła prokurator Elżbieta Mak. Zaznaczyła, że sąd poprzedniej instancji zbadał sprawę w sposób szczegółowy i kompleksowy. - Nie może być innego wniosku, niż stwierdzenie, że funkcjonariusze policji dokonali bezpodstawnego zatrzymania, a sposób legitymowania również był niewłaściwy i niezgodny z przepisami - podkreśliła prokurator.
PAP, arb