Wciąż z nami te numery
Innego zdania jest Emil Karewicz: – Przecież w telewizji wciąż lecą powtórki „Stawki". Oglądalność świadczy o tym, że ludzie wciąż tym żyją i chcą ciągu dalszego.
– Młodzi ludzie wychowani na „Szeregowcu Ryanie" czy „Kompanii braci” nie akceptują prostej fabuły nakręconej ubogimi środkami - ocenia Bogusław Wołoszański, specjalista od historii i scenarzysta serialu wojennego „Tajemnica twierdzy szyfrów". Poza tym dziś o historii nie można opowiadać w uproszczony sposób: głupi i tchórzliwy Niemiec kontra bohaterski, twardy Rosjanin. Dawnego „Klossa" moje pokolenie ogląda dziś jako sympatyczny staroć pełen wdzięku, tak jak filmy z Dymszą. To, co dziś jest starociem, w latach 60. było filmem nowatorskim. „Stawka” wzorowana była na… Jamesie Bondzie, bo scenarzysta Andrzej Szypulski obejrzał w latach 60. w Londynie dwa filmy z agentem 007. Zachodni agent amant, szarmancki, niezniszczalny i rzucający od niechcenia bon motami, został przeszczepiony na socjalistyczny grunt. Wpasowano go w realia II wojny światowej, zadbano, żeby jego przełożonymi byli Sowieci, a współpracownikami Armia Ludowa. „Stawka” emitowana była najpierw na żywo jako Teatr Telewizji w 1965 r. Powstało 12 przedstawień ze scenariuszem Szypulskiego i Zbigniewa Safjana. Popularność serii była tak duża, że TVP zdecydowała się zrealizować serial.
Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 4 lipca