Przepraszam, Andrzeju Lepperze!

Dodano:
Były polityk Samoobrony, a obecnie europoseł PiS Ryszard Henry Czarnecki ubolewa nad tym, że wszyscy ci którzy oczerniali Andrzeja Leppera, nie zdążyli go przeprosić. A powinni byli! Europoseł - zapewne przez grzeczność - nie wspomniał jednak o tym, kto był łaskaw nazywać Andrzeja Leppera warchołem. Jednak, gdyby zastanowić się nieco głębiej nad słowami polityka PiS, można dojść do wniosku, że w szaleństwie żądania powszechnych przeprosin jest pewna metoda.
Czemu tak doświadczony polityk, jakim jest Ryszard Czarnecki, strzela sobie i swojej partii w kolano – trudno powiedzieć. Ot słowo się rzekło, kobyłka u płota. Polityka PiS tak bardzo poruszyła owiana tajemnicą śmierć Andrzeja Leppera, że zaproponował, aby z tej lekcji wyciągnąć wnioski. Dla Ryszarda Czarneckiego oczywistym wnioskiem było rozpoczęcie kampanii jednostronnych przeprosin. Adresatem przeprosin ma być Jarosław Kaczyński (bo Leppera już przeprosić nikt nie jest w stanie). Nadawcą – wszyscy ci, którzy kiedykolwiek obrzucili wstrętnymi epitetami i podłymi oskarżeniami prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Czemu tak nagle? Skąd taki pośpiech? Może Ryszard Czarnecki wie coś o Jarosławie Kaczyńskim, czego nie wie nikt?

Tak czy siak trzeba teraz przeprosić. Mówi się, że prawdziwy mężczyzna niczego nie żałuje, ale prawdziwy gentleman wie, kiedy przeprosić. Śmierć Andrzeja Leppera już podzieliła polskich polityków. Niektórzy próbują zatrzeć ponure wrażenie po okresie, w którym jeździli po Lepperze jak po łysej kobyle. Inni wertują opasłe tomiska słownika języka polskiego, przeglądają "Erystykę" Artura Schopenhauera, by znaleźć odpowiednie słowa na opisanie swoich uczuć względem Andrzeja Leppera. Cóż - dziś prawdziwych mężczyzn już nie ma.

W polityce poglądy zmieniają się w zależności od sytuacji. Obecnie mamy sytuację najmniej komfortową dla polityków - a mianowicie kampanię wyborczą, w której każde słowo liczy się za trzy. Polityk, który chce zjednać sobie uczuciowych wyborców, nie może bezcześcić pamięć zmarłego. Z drugiej strony nie może też wychwalać pod niebiosa lidera Samoobrony - bo to obciach, blamaż i niekonsekwencja. W związku z tym trzeba znaleźć złoty środek, a więc sięgnąć do chwytów retorycznych.

Tak więc Lepper nie jest już wieśniakiem, warchołem, politykiem w gumofilcach, reymontowskim wiecznym siewcą, chłopkiem na pańskim dworze, oszołomem, populistą czy manipulatorem. W ustach polityków Lepper jest dziś „trybunem ludowym", „charyzmatycznym politykiem”, „tym, który rozsadził salon”, „ojcem plebsu”, „nietuzinkowym graczem”, „symbolem buntu”, „mecenasem dobrych kontaktów w biznesie między Białorusią a Polską”, „tym, który dla polskich rolników chciał jak najlepiej” czy „tym, który na pierwszym miejscu stawiał obronę najsłabszych”. A przecież - panowie politycy i panie polityczki - kiedy biegnie do was reporterka wraz z operatorem i specem od nagłośnienia, możecie powiedzieć, że wam przykro, albo że nie macie nic do powiedzenia. Czyż nie jest to o wiele łatwiejsze i pożyteczniejsze, a nadto stosowniejsze niż tworzenie takich wydumanych fraz? Zwłaszcza, że - umówmy się - sami w te frazy nie wierzycie.

A teraz, ponieważ poczułem się wywołany do odpowiedzi przez Ryszarda Czarneckiego, jednym tchem i bez zawahania wołam: przepraszam, Andrzeju Lepperze! Przepraszam, Jarosławie Kaczyński. Ale też: przepraszam, Donaldzie Tusku! Przepraszam, Januszu Palikocie! Przepraszam, Aleksandrze Kwaśniewski! Przepraszam, Waldemarze Pawlaku! Przepraszam, Grzegorzu Napieralski! Przepraszam, Marku Jurku! Przepraszam, Adamie Hofmanie! Przepraszam, Ryszardzie Kaliszu! Przepraszam, Romanie Giertychu! Obiecuję, że już nie będę.

Uff, kamień z serca.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...