Kadafi upadnie, świat arabski się nie zmieni
Dodano:
Na kilka dni przed 42 rocznicą przejęcia władzy przez Muammara Kadafiego wydaje się, że będzie on trzecim dyktatorem, który zostanie obalony w 2011 roku. Jest jednak mało prawdopodobne, że wywoła to kolejną falę buntu w ramach arabskiej wiosny ludów - pisze "The Guardian".
Prezydent Tunezji Ben Ali był pierwszą ofiarą arabskiej rewolucji - musiał opuścić kraj po 23 latach nieprzerwanych rządów. Potem dobiegły końca rządy władającego Egiptem od 29 lat Hosniego Mubaraka. Zmiany te wywołały fale protestów i masowych wystąpień przeciw niedemokratycznym reżimom, która przetoczyła się przez państwa arabskie. Protesty wybuchały w Jemenie, Bahrajnie i Syrii oraz, na mniejszą skalę, w Maroku, Jordanii, Algierii i Omanie.
I co? I nic. Bunt w Bahrajnie został krwawo stłumiony, w Jemenie plemienni watażkowie odsunęli od udziału w protestach ruchy młodzieżowe, zaś w Syrii bunty nie zmniejszyły wszechwładzy prezydenta Asada i jego Baasu. Obecnie rodzi się jednak pytanie, czy wydarzenia w Trypolisie będą kolejną iskrę, która rozpali arabską rewolucję. Tym, którzy na to liczą, warto przypomnieć, że libijska opozycja jest uzależniona w swoich posunięciach od pomocy NATO. I dlatego arabscy przywódcy, mimo spodziewanego upadku Kadafiego, mogą raczej spać spokojnie.
Perspektywy samej Libii przedstawiają się bez Kadafiego korzystnie ze względu na naturalne bogactwa posiadane przez ten kraj. Libia ma duże zasoby ropy naftowej, małą populację (6,5 mln) i zabezpieczone fundusze szacowane na 70 mld dolarów. Stwarza to temu państwu okazję do przeistoczenia się w pierwszą demokrację w Afryce Północnej.
das
I co? I nic. Bunt w Bahrajnie został krwawo stłumiony, w Jemenie plemienni watażkowie odsunęli od udziału w protestach ruchy młodzieżowe, zaś w Syrii bunty nie zmniejszyły wszechwładzy prezydenta Asada i jego Baasu. Obecnie rodzi się jednak pytanie, czy wydarzenia w Trypolisie będą kolejną iskrę, która rozpali arabską rewolucję. Tym, którzy na to liczą, warto przypomnieć, że libijska opozycja jest uzależniona w swoich posunięciach od pomocy NATO. I dlatego arabscy przywódcy, mimo spodziewanego upadku Kadafiego, mogą raczej spać spokojnie.
Przyjrzyjmy się bowiem sytuacji w regionie. Syryjski prezydent Baszar al-Asad może zasadniczo stwierdzić, że jest bezpieczny tak długo, jak długo NATO nie ingeruje w sprawy jego kraju. Równie bezpieczny jest reżim jemeński, gdzie wracający do zdrowia po czerwcowym zamachu na swoje życie prezydent Ali Abd Allah Saleh nie chce rezygnować z posiadanej władzy. Istotnym czynnikiem jest fakt, iż Libia - inaczej niż Irak czy Egipt - jest krajem o małym znaczeniu geopolitycznym, a może być jeszcze mniej ważnym graczem po odejściu Kadafiego, który poprzez swoje wybryki skupiał uwagę na swoim państwie.
Skutki libijskiej rewolucji mogą być ewentualnie odczuwalne w Afryce Północnej. Los Libii, Egiptu i Tunezji powinien skłonić władze Algierii i Maroka do ostrożności. Rząd algierski w obliczu zamieszek na początku roku poszedł na liczne ustępstwa wobec swoich obywateli, jednak nie może liczyć na to, iż będzie dzięki temu bezpieczny w dłuższej perspektywie czasowej. W Maroku król Mohammed zliberalizował konstytucję, jednak nie wiadomo, czy presja wywierana na monarchię dzięki tym zmianom ustanie.Perspektywy samej Libii przedstawiają się bez Kadafiego korzystnie ze względu na naturalne bogactwa posiadane przez ten kraj. Libia ma duże zasoby ropy naftowej, małą populację (6,5 mln) i zabezpieczone fundusze szacowane na 70 mld dolarów. Stwarza to temu państwu okazję do przeistoczenia się w pierwszą demokrację w Afryce Północnej.
das