Kampania PO? „Zaplanowana”. PiS? „Szykują mocne uderzenie”
Dodano:
Kampania wyborcza na dobre rozpocznie się dopiero we wrześniu – twierdzą zgodnie politolodzy, których Wprost24 poprosił o ocenę działań, podejmowanych do tej pory przez sztaby wyborcze partii walczących o miejsca w Sejmie i w Senacie. – Prawdziwa walka rozpocznie się we wrześniu – zapowiada dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, która spodziewa się, że to wtedy PiS zaprezentuje „mocne uderzenie”. – W przeszłości obserwowaliśmy już zdarzenia, które niespodziewanie wstrząsały sceną polityczną i partyjną – dodaje dr Anna Materska-Sosnowska.
Najnowsze sondaże wskazują, że dotychczasowa kampania wyborcza nie zmieniła układu sił na polskiej scenie politycznej. Platforma Obywatelska wciąż dysponuje bezpieczną przewagą nad PiS-em, SLD balansuje na progu dwucyfrowego poparcia, a PSL może być spokojne o to, że znajdzie się w przyszłym parlamencie. Pozostałe partie mogą liczyć na 1-2 procent głosów, a pozaparlamentarne Stronnictwo Demokratyczne ogłosiło wręcz, że start w wyborach jest pozbawiony sensu, ponieważ polska scena polityczna jest zabetonowana. Czy to oznacza, że najbliższe wybory utrwalą obecny układ sił w Sejmie?
Dr Materska-Sosnowska radzi, by być ostrożnym przy formułowaniu takich ocen. - Wiele się może wydarzyć, niczego nie możemy przewidzieć na pewno. Nawet co do kolejności poszczególnych partii byłabym ostrożna – mówi politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Z kolei zdaniem dr Rafała Chwedoruka polską sceną polityczną mógłby zachwiać kryzys ekonomiczny, gdyby jego skutki zaczęły być odczuwalne w Polsce. - Taki motyw zakłóciłby ten element strategii PO, który pokazuje premiera i rząd, jako gwarantów stabilności na „wzburzonych falach" współczesnego świata. Innymi słowy – musiałoby się wydarzyć coś, co podważyłoby przywództwo Donalda Tuska – podkreśla. Z kolei dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz czeka jeszcze na „mocne uderzenie PiS-u". – Wszyscy pamiętamy "lodówkę" i "dziadka z Wehrmachtu". Jestem ciekawa, co Jarosław Kaczyński wymyśli tym razem, bo jestem skłonna się założyć, że coś wymyśli – przekonuje. Dodaje jednak, że nie wydaje jej się, aby PiS był w stanie odebrać zwycięstwo PO. – Może jednak poprawić swój dotychczasowy wynik – tłumaczy.
„PO innej kampanii prowadzić nie mogło"
Platforma Obywatelska swoją kampanię buduje wokół hasła „Polska w budowie". Politycy tej partii przekonują, że choć PO nie wszystko się udało, to jednak w ciągu kolejnych czterech lat Platforma zrealizuje niespełnione dotychczas obietnice. Czy taka, zakładająca samokrytykę strategia, okaże się skuteczna? - Na pewno jest naturalna – podkreśla dr Pietrzyk-Zieniewicz. - Partia rządząca, która jest narażona na agresywne ataki konkurencji, musi
wytłumaczyć wyborcom dlaczego nie jest tak, jak obiecywała, że będzie – dodaje. Zdaniem politolog, PO ma jednak pod ręką wygodne wytłumaczenie swoich niepowodzeń – jest nim kryzys finansowy oraz kryzys strefy euro, za które, jak zauważa dr Pietrzyk-Zieniewicz, trudno winić Platformę. - Takie wytłumaczenie może być dla przeciętnego Polaka zrozumiałe, a prośba o kolejne cztery lata na realizację – zaakceptowana – podsumowuje politolog.
Również dr Materska-Sosnowska jest zdania, że PO nie mogła wybrać innej strategii wyborczej. - Nie udało się wywiązać z obietnic, które złożyli, więc jedyne, co mogą powiedzieć to: „słuchajcie kochani wyborcy, nie wszystko nam się udało, ale plany mamy świetne i postaramy się je zrealizować przez kolejne cztery lata". Z kolei dr Chwedoruk uważa, że żadna partia nie prowadzi kampanii zaplanowanej tak dobrze, jak ta przygotowana przez Platformę. – PO uznała, że na froncie walki z PiS-em wszystko jest już rozegrane i kolejnych wyborców poprzez sam konflikt z PiS nie zdobędzie. Podjęła więc ryzyko i rozpoczęła ofensywne działania przeciw SLD, dochodząc do wniosku, że istotą jej problemów w nowym Sejmie może być stworzenie większości rządzącej. A tworzenie takiej większości z silnym SLD mogłoby być dla Platformy dużym problemem, choćby ze względu na zróżnicowanie jej elektoratu – tłumaczy politolog.
„PiS powalczy o silne państwo"
A co z PiS-em? Partia Jarosława Kaczyńskiego unika przystąpienia do debat zaproponowanych politykom PiS przez premiera Donalda Tuska, przegrała też pierwszy proces wyborczy z PO. Dr Pietrzyk-Zieniewicz przyznaje, że niechęć do debatowania z politykami Platformy może być odebrana przez wyborców jako wyraz obaw przed taką merytoryczną dyskusją. Politolog dodaje jednak, że PiS zazwyczaj stawia w czasie kampanii wyborczej na „efekt świeżości" – dlatego mocnego uderzenia w wykonaniu tej partii oczekuje dopiero we wrześniu. - Nie sądzę, aby PiS wygrał, jednak z pewnością prezes Kaczyński zrobi w tym celu wszystko. Nie może ryzykować porażki, która mogłaby doprowadzić do odejścia z PiS-u kolejnych grup działaczy – podkreśla.
Dr Materska-Sosnowska spodziewa się, że wyborczym przesłaniem PiS-u będzie chęć odbudowy silnego państwa. W tym celu partia Jarosława Kaczyńskiego będzie, zdaniem politolog, odwoływać się do katastrofy smoleńskiej – jako ostrzeżenia i sygnału, że „Polska znajduje się w totalnej rozsypce". - Budowa silnego państwa to jest hasło PiS-u, które nie jest pozbawione sensu - pod warunkiem, że uda im się to ładnie opakować i ładnie sprzedać – zauważa. Z kolei dr Chwedoruk przekonuje, że PiS może poszerzyć swój elektorat poruszając kwestię społeczno-gospodarcze. - Na tym polu PiS odwołuje się do społecznego niezadowolenia z rządów Platformy i do możliwych skutków nadciągającego kryzysu – podkreśla.
„SLD? Bez pomysłu"
SLD – według politologów – zaliczyło wyborczy falstart, związany z konfliktami o miejsca na listach i rozstaniem się z takimi działaczami ruchów lewicowych jak Robert Biedroń, czy Wanda Nowicka. Dr Chwedoruk przekonuje, że Sojusz zmarnował czas swoich zimowych tryumfów, kiedy to „dokonał politycznej egzekucji ministra Cezarego Grabarczyka", a w sondażach zbliżył się do 20-procentowego wyniku. Politolog tłumaczy, że partia obrała złą taktykę. - Uznano, że SLD powinien podjąć rywalizację z Platformą na niwie kulturowej, pokazać PO jako członka międzynarodówki konserwatywno- chrześcijańsko-demokratycznej. Sojusz postanowił odróżnić się od Platformy stopniem antyklerykalizmu, proeuropejskości, stosunkiem do in vitro, aborcji itd. Odwołując się do tak egzotycznych zagadnień, jak związki partnerskie i prawa mniejszości seksualnych, SLD utracił swój impet i dynamikę. Partia ta dopiero teraz się obudziła i powróciła do tego, czym partia socjaldemokratyczna zajmuje się w każdym kraju - czyli przede wszystkim do tematyki społeczno-gospodarczej – wyjaśnia dr Chwedoruk.
Czy powrót do socjaldemokratycznych korzeni przyniesie SLD sukces? – Nie życzę Sojuszowi źle, natomiast do tej pory nie zobaczyłam z ich strony niczego, co mogłoby doprowadzić do zmiany wyborczych postaw. Lewica nastawiła się na zmęczenie wyborców kłótnią między PO i PiS. Pojawiają się od czasu do czasu jakieś pomysły - jedne ciekawsze, inne nie - ale raczej nie wpłyną one na decyzje wyborców przy urnach – przewiduje dr Pietrzyk-Zieniewicz, która spodziewa się, że Sojusz otrzyma „niewiele więcej niż 5 procent głosów". – Pomysł SLD na kampanię może jeszcze zobaczymy. Na razie go nie widać – dodaje dr Materska-Sosnowska.
W Sejmie bez zmian
Politolodzy zgadzają się co do tego, że poza PO, PiS-em, SLD i PSL-em do Sejmu raczej nie dostanie się żadne inne ugrupowanie. Zdaniem dr Pietrzyk-Zieniewicz najbliżej przekroczenia 3-procentowego progu, zapewniającego finansowanie partii z budżetu państwa jest PJN. Z kolei dr Materska-Sosnowska zwraca uwagę, że żadne z pozaparlamentarnych ugrupowań nie prowadzi kampanii, która mogłaby mu przynieść sukces.
Czy zabetonowanie polskiej sceny politycznej to zjawisko pozytywne, czy negatywne? Dr Chwedoruk słysząc o „zabetonowaniu" oburza się. - Mówienie o zabetonowanym systemie partyjnym, który istnieje cztery lata, jest kuriozalne. Na tej zasadzie wszystkie zachodnie demokracje są zabetonowane i to zabetonowane często nawet po 70 czy 80 lat. Cóż mają powiedzieć brytyjscy liberałowie, którzy weszli do rządu po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat, chociaż protoplaści ich partii wywodzą się niemal ze średniowiecza? – pyta. Politolog zwraca uwagę, że cztery największe partie odzwierciedlają poglądy i podziały polskiego społeczeństwa, a wiele z pozaparlamentarnych ugrupowań to „partie radykalne, nie zawsze mieszczące się w standardach współczesnego państwa". Polska scena polityczna, zdaniem dr Chwedoruka, może się zmienić dopiero wówczas, gdy dojdzie do istotnych zmian w naszej rzeczywistości. - Dotychczas w Polsce sygnałem zmiany było wejście Polski do Unii i afera Rywina, na które nałożyła się zmiana pokoleniowa. Dopóki takie rzeczy się nie staną, nie będzie zmian w systemie partyjnym – tłumaczy.
Dr Materska-Sosnowska radzi, by być ostrożnym przy formułowaniu takich ocen. - Wiele się może wydarzyć, niczego nie możemy przewidzieć na pewno. Nawet co do kolejności poszczególnych partii byłabym ostrożna – mówi politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Z kolei zdaniem dr Rafała Chwedoruka polską sceną polityczną mógłby zachwiać kryzys ekonomiczny, gdyby jego skutki zaczęły być odczuwalne w Polsce. - Taki motyw zakłóciłby ten element strategii PO, który pokazuje premiera i rząd, jako gwarantów stabilności na „wzburzonych falach" współczesnego świata. Innymi słowy – musiałoby się wydarzyć coś, co podważyłoby przywództwo Donalda Tuska – podkreśla. Z kolei dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz czeka jeszcze na „mocne uderzenie PiS-u". – Wszyscy pamiętamy "lodówkę" i "dziadka z Wehrmachtu". Jestem ciekawa, co Jarosław Kaczyński wymyśli tym razem, bo jestem skłonna się założyć, że coś wymyśli – przekonuje. Dodaje jednak, że nie wydaje jej się, aby PiS był w stanie odebrać zwycięstwo PO. – Może jednak poprawić swój dotychczasowy wynik – tłumaczy.
„PO innej kampanii prowadzić nie mogło"
Platforma Obywatelska swoją kampanię buduje wokół hasła „Polska w budowie". Politycy tej partii przekonują, że choć PO nie wszystko się udało, to jednak w ciągu kolejnych czterech lat Platforma zrealizuje niespełnione dotychczas obietnice. Czy taka, zakładająca samokrytykę strategia, okaże się skuteczna? - Na pewno jest naturalna – podkreśla dr Pietrzyk-Zieniewicz. - Partia rządząca, która jest narażona na agresywne ataki konkurencji, musi
wytłumaczyć wyborcom dlaczego nie jest tak, jak obiecywała, że będzie – dodaje. Zdaniem politolog, PO ma jednak pod ręką wygodne wytłumaczenie swoich niepowodzeń – jest nim kryzys finansowy oraz kryzys strefy euro, za które, jak zauważa dr Pietrzyk-Zieniewicz, trudno winić Platformę. - Takie wytłumaczenie może być dla przeciętnego Polaka zrozumiałe, a prośba o kolejne cztery lata na realizację – zaakceptowana – podsumowuje politolog.
Również dr Materska-Sosnowska jest zdania, że PO nie mogła wybrać innej strategii wyborczej. - Nie udało się wywiązać z obietnic, które złożyli, więc jedyne, co mogą powiedzieć to: „słuchajcie kochani wyborcy, nie wszystko nam się udało, ale plany mamy świetne i postaramy się je zrealizować przez kolejne cztery lata". Z kolei dr Chwedoruk uważa, że żadna partia nie prowadzi kampanii zaplanowanej tak dobrze, jak ta przygotowana przez Platformę. – PO uznała, że na froncie walki z PiS-em wszystko jest już rozegrane i kolejnych wyborców poprzez sam konflikt z PiS nie zdobędzie. Podjęła więc ryzyko i rozpoczęła ofensywne działania przeciw SLD, dochodząc do wniosku, że istotą jej problemów w nowym Sejmie może być stworzenie większości rządzącej. A tworzenie takiej większości z silnym SLD mogłoby być dla Platformy dużym problemem, choćby ze względu na zróżnicowanie jej elektoratu – tłumaczy politolog.
„PiS powalczy o silne państwo"
A co z PiS-em? Partia Jarosława Kaczyńskiego unika przystąpienia do debat zaproponowanych politykom PiS przez premiera Donalda Tuska, przegrała też pierwszy proces wyborczy z PO. Dr Pietrzyk-Zieniewicz przyznaje, że niechęć do debatowania z politykami Platformy może być odebrana przez wyborców jako wyraz obaw przed taką merytoryczną dyskusją. Politolog dodaje jednak, że PiS zazwyczaj stawia w czasie kampanii wyborczej na „efekt świeżości" – dlatego mocnego uderzenia w wykonaniu tej partii oczekuje dopiero we wrześniu. - Nie sądzę, aby PiS wygrał, jednak z pewnością prezes Kaczyński zrobi w tym celu wszystko. Nie może ryzykować porażki, która mogłaby doprowadzić do odejścia z PiS-u kolejnych grup działaczy – podkreśla.
Dr Materska-Sosnowska spodziewa się, że wyborczym przesłaniem PiS-u będzie chęć odbudowy silnego państwa. W tym celu partia Jarosława Kaczyńskiego będzie, zdaniem politolog, odwoływać się do katastrofy smoleńskiej – jako ostrzeżenia i sygnału, że „Polska znajduje się w totalnej rozsypce". - Budowa silnego państwa to jest hasło PiS-u, które nie jest pozbawione sensu - pod warunkiem, że uda im się to ładnie opakować i ładnie sprzedać – zauważa. Z kolei dr Chwedoruk przekonuje, że PiS może poszerzyć swój elektorat poruszając kwestię społeczno-gospodarcze. - Na tym polu PiS odwołuje się do społecznego niezadowolenia z rządów Platformy i do możliwych skutków nadciągającego kryzysu – podkreśla.
„SLD? Bez pomysłu"
SLD – według politologów – zaliczyło wyborczy falstart, związany z konfliktami o miejsca na listach i rozstaniem się z takimi działaczami ruchów lewicowych jak Robert Biedroń, czy Wanda Nowicka. Dr Chwedoruk przekonuje, że Sojusz zmarnował czas swoich zimowych tryumfów, kiedy to „dokonał politycznej egzekucji ministra Cezarego Grabarczyka", a w sondażach zbliżył się do 20-procentowego wyniku. Politolog tłumaczy, że partia obrała złą taktykę. - Uznano, że SLD powinien podjąć rywalizację z Platformą na niwie kulturowej, pokazać PO jako członka międzynarodówki konserwatywno- chrześcijańsko-demokratycznej. Sojusz postanowił odróżnić się od Platformy stopniem antyklerykalizmu, proeuropejskości, stosunkiem do in vitro, aborcji itd. Odwołując się do tak egzotycznych zagadnień, jak związki partnerskie i prawa mniejszości seksualnych, SLD utracił swój impet i dynamikę. Partia ta dopiero teraz się obudziła i powróciła do tego, czym partia socjaldemokratyczna zajmuje się w każdym kraju - czyli przede wszystkim do tematyki społeczno-gospodarczej – wyjaśnia dr Chwedoruk.
Czy powrót do socjaldemokratycznych korzeni przyniesie SLD sukces? – Nie życzę Sojuszowi źle, natomiast do tej pory nie zobaczyłam z ich strony niczego, co mogłoby doprowadzić do zmiany wyborczych postaw. Lewica nastawiła się na zmęczenie wyborców kłótnią między PO i PiS. Pojawiają się od czasu do czasu jakieś pomysły - jedne ciekawsze, inne nie - ale raczej nie wpłyną one na decyzje wyborców przy urnach – przewiduje dr Pietrzyk-Zieniewicz, która spodziewa się, że Sojusz otrzyma „niewiele więcej niż 5 procent głosów". – Pomysł SLD na kampanię może jeszcze zobaczymy. Na razie go nie widać – dodaje dr Materska-Sosnowska.
W Sejmie bez zmian
Politolodzy zgadzają się co do tego, że poza PO, PiS-em, SLD i PSL-em do Sejmu raczej nie dostanie się żadne inne ugrupowanie. Zdaniem dr Pietrzyk-Zieniewicz najbliżej przekroczenia 3-procentowego progu, zapewniającego finansowanie partii z budżetu państwa jest PJN. Z kolei dr Materska-Sosnowska zwraca uwagę, że żadne z pozaparlamentarnych ugrupowań nie prowadzi kampanii, która mogłaby mu przynieść sukces.
Czy zabetonowanie polskiej sceny politycznej to zjawisko pozytywne, czy negatywne? Dr Chwedoruk słysząc o „zabetonowaniu" oburza się. - Mówienie o zabetonowanym systemie partyjnym, który istnieje cztery lata, jest kuriozalne. Na tej zasadzie wszystkie zachodnie demokracje są zabetonowane i to zabetonowane często nawet po 70 czy 80 lat. Cóż mają powiedzieć brytyjscy liberałowie, którzy weszli do rządu po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat, chociaż protoplaści ich partii wywodzą się niemal ze średniowiecza? – pyta. Politolog zwraca uwagę, że cztery największe partie odzwierciedlają poglądy i podziały polskiego społeczeństwa, a wiele z pozaparlamentarnych ugrupowań to „partie radykalne, nie zawsze mieszczące się w standardach współczesnego państwa". Polska scena polityczna, zdaniem dr Chwedoruka, może się zmienić dopiero wówczas, gdy dojdzie do istotnych zmian w naszej rzeczywistości. - Dotychczas w Polsce sygnałem zmiany było wejście Polski do Unii i afera Rywina, na które nałożyła się zmiana pokoleniowa. Dopóki takie rzeczy się nie staną, nie będzie zmian w systemie partyjnym – tłumaczy.