"Katastrofa Jaka-42 jak Tu-154 pod Smoleńskiem"
"Wtedy pilot ślepo wykonywał rozkazy zwierzchników zamiast kierować się instrukcjami. Mam nieodparte wrażenie, że także tym razem działo się coś podobnego: pilotów poganiano z ziemi; byli podenerwowani" - oświadczył wojskowy pilot, zastrzegając sobie anonimowość.
Według rozmówcy tej wielkonakładowej gazety, "pilotów Jaka-42 ostrzegano, że nie może być żadnej zwłoki" ze startem z uwagi na III Światowe Forum Polityczne, które nazajutrz rozpoczynało się w Jarosławiu. "Spodziewano się wielu wysokich rangą gości. Trzeba było jak najszybciej zwolnić pas startowy" - powiedział. "Gdy samolot rozpoczął rozbieg, jego doświadczony dowódca musiał zrozumieć, że pojawiły się problemy. Zgodnie z instrukcją, powinien był przerwać rozbieg i zawrócić na ścieżkę kołowania. Stanął wobec wyboru: albo ostro hamować z dużym prawdopodobieństwem kapotowania, co na kilka godzin sparaliżowałoby pracę lotniska, na które zmierzały maszyny z gośćmi politycznego forum, albo zaryzykować" - zauważył wojskowy pilot.
Rozmówca "Komsomolskiej Prawdy" podkreśli, że wybranie przez kapitana Jaka-42 pierwszego wariantu oznaczałoby "krzyżyk na karierze". "W najlepszym wypadku mógłby zostać ochroniarzem" - powiedział i dodał, że "pilot znów dokonał wyboru między karierą i życiem".
Do wypadku doszło o godz. 16.05 czasu moskiewskiego (14.05 czasu polskiego). Jak-42 spadł wkrótce po starcie z lotniska Tunoszna, około 2 km od Jarosławia. Samolot nie zdołał nabrać wysokości, zawadził o antenę lotniskowej radiolatarni, rozpadł się na kilka części i runął na ziemię. Część kadłuba wpadła do Wołgi. Za przyczynę katastrofy wstępnie uznano niesprawność techniczną Jaka-42 i "czynnik ludzki", tj. błąd załogi lub niedociągnięcia ze strony służb naziemnych.
pap