Podpalił się pod kancelarią premiera, zostawił list dla Tuska. Premier wraca
- Kiedy przyjechali funkcjonariusze, mężczyzna był przytomny. Podał im swoje dane, kim jest, gdzie mieszka - powiedział rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski. Jak dodał, mężczyzna mówił też policjantom, gdzie w parku oblał się rozpuszczalnikiem. W tym miejscu znaleziono butelki po łatwopalnej substancji.
Problemy z komornikiem?
Desperat miał ze sobą list adresowany do premiera. Przykleił go do ławki w Łazienkach. Listy o podobnej treści rozesłał też do kilku redakcji. - Wynika z nich, że miał poważne problemy finansowe – dodał Sokołowski. Z nieoficjalnych informacji wynika, że chodzi o długi i problemy z płatnościami oraz komornikiem. Mężczyzna ma żonę i trójkę dzieci. - Z listu wynika też, że jest spoza Warszawy, ale jednocześnie, że albo pracował, albo prowadził biznes na terenie Warszawy. W tej chwili to wyjaśniamy - mówił Sokołowski.
Nie ma zagrożenia życia
Z kolei Piotr Dąbrowiecki, rzecznik Wojskowego Instytutu Medycznego powiedział, że mężczyzna ma poparzone 50 proc. powierzchni ciała. Są to oparzenia pierwszego i drugiego stopnia. - Z powodu poparzeń dróg oddechowych został zaintubowany, przebywa na oddziale intensywnej terapii. Jego stan jest ciężki, ale obecnie nie ma zagrożenia życia - dodał.
Tusk przerwie objazd
Premier Donald Tusk zapowiedział, że przerwie objazd po kraju. - Zrezygnujemy z jutrzejszego planu, wieczorem wylecę do Warszawy, bo sprawa rzeczywiście jest dramatyczna i chcę sprawdzić jej wszystkie okoliczności - oświadczył. Tusk poinformował, że poprosi "wszystkich, którzy mają cokolwiek na ten temat do powiedzenia dzisiaj wieczorem na spotkanie".
Tusk zapowiedział też, że - jeśli to tylko będzie możliwe i nie będzie przeszkadzało w leczeniu - odwiedzi poparzonego mężczyznę w szpitalu. - Zbieram wszystkie informacje, najważniejsza dla mnie jest ta o stanie zdrowia - nie brzmi ona najtragiczniej, najprawdopodobniej nie ma jednak bezpośredniego zagrożenia dla życia - powiedział premier.
Donald Tusk powiedział też, że wie, iż mężczyzna zostawił list adresowany do niego, ale nie zna jego treści. - Na pewno jest jakiś powód tej tragicznej desperacji, to musi być poważny powód, ale przede wszystkim trzeba sprawdzić, czy na pewno jest pod dobrą opieką. Chcę na miejscu wszystkiego dopatrzyć - oświadczył.
zew, PAP