Kaczyński: najpierw finanse publiczne, potem Smoleńsk
Dodano:
- Kampania - jak na obecne czasy, jak na tę wojnę polsko-polską - była bardzo spokojna. To jest na pewno dobre. Być może paliwo do tej wojny już się wypala. To mnie cieszy - przekonuje Jarosław Kaczyński w rozmowie z "Polską The Times".
Prezes PiS przekonuje, że jego partia - choć nie akcentowała tego w kampanii wyborczej - nie rezygnuje ze swoich priorytetów takich jak walka z korupcją i przestępczością. - W dalszym ciągu jesteśmy głęboko przeświadczeni, że patologia bardzo obciąża polski rozwój i obniża bezpieczeństwo życia Polaków, no i jest w Polsce dużo bardziej rozwinięta niż w każdym innym kraju - podkreśla prezes PiS. Kaczyński dodaje jednocześnie, że "nie jest w stanie podjąć wszystkich tematów w kampanii. - Ale jest bardzo aktywna kampania Zbigniewa Ziobry, który objechał całą Polskę. On te problemy bardzo ostro podnosi, podobnie jak niektórzy kandydaci, np. Barski. Jest przecież bardzo eksponowany Mariusz Kamiński, były szef CBA, i on również mocno te sprawy podkreśla. Nie ma najmniejszego wycofywania się z tych wszystkich tematów, które formułowaliśmy już od dawna - zapewnia.
Kaczyński tłumaczy też, że w 2007 roku PiS przegrał kampanię wyborczą ponieważ "nie miał pogłębionych badań socjologicznych, które miała druga strona". - W ciągu dwóch lat naszych rządów nastąpiła duża poprawa nastrojów społecznych. Wielu Polaków odczuło w tym czasie wyraźną poprawę materialną, pojawiło się 1,3 mln nowych miejsc pracy, rosły płace. Wzrost zamożności rozbudził inne nastroje społeczne, zmienił preferencje. Niestety, my tego nie zauważyliśmy - podkreśla. - Platforma Obywatelska skoncentrowała się na obietnicach lepszego życia, wykorzystując poprawę nastrojów, jaka nastąpiła za naszych rządów. Przekonali Polaków, że mogą osiągnąć europejski poziom życia już teraz. Tymczasem moje ugrupowanie - za namową znanych spin doktorów, którzy już teraz są poza partią - oparło strategię na pomysłach, które sprawdziły się dwa lata wcześniej. Nie zauważyli zmiany, jaka zaszła w tym czasie. Dlatego teraz też zmieniliśmy sposób prowadzenia kampanii - dodaje.
Dlaczego politycy PiS nie mówią w kampanii wyborczej o katastrofie smoleńskiej? - My tę sprawę rzeczywiście chcemy wyjaśnić, ale będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy wygramy wybory. Czynienie z tej sprawy głównej osi kampanii wyborczej zmniejszyłoby szanse na jej wyjaśnienie, a nie zwiększyło, głównie dlatego, że nasi przeciwnicy polityczni mówiliby o kwestiach społecznych, walce z kryzysem, a nam wmawiali, że zajmujemy się tylko jednym tematem. Wmawiano nam to już wcześniej - tłumaczy prezes PiS. Dodaje jednocześnie, że Smoleńsk nie będzie pierwszym tematem jakim zajmie się jego rząd po ewentualnym zwycięstwie wyborczym. - W pierwszej kolejności przyjrzymy się finansom publicznym. Teraz są one bombą tykającą pod nami i trzeba ją rozbroić. Najpierw jednak musimy oszacować, jakiej ona jest wielkości - podkreśla. Dodaje, że - wbrew zapewnieniom ministra Jacka Rostowskiego - nikt nie wie w jakim stanie znajdują się polskie finanse. - Nie wiem nawet, czy sam minister Rostowski to wie, biorąc pod uwagę bałagan, jaki panuje w różnych częściach administracji państwowej. Bo skąd się wzięły te dodatkowe 300 mld zł długu publicznego? Przecież od lat mówi się o oszczędnościach, premier organizował specjalne akcje temu poświęcone, nakazując swoim ministrom szukanie rezerw w swoich resortach. Gdzie są te pieniądze jest więc pytaniem jak najbardziej uzasadnionym - podkreśla.
Kaczyński tłumaczy też, że w 2007 roku PiS przegrał kampanię wyborczą ponieważ "nie miał pogłębionych badań socjologicznych, które miała druga strona". - W ciągu dwóch lat naszych rządów nastąpiła duża poprawa nastrojów społecznych. Wielu Polaków odczuło w tym czasie wyraźną poprawę materialną, pojawiło się 1,3 mln nowych miejsc pracy, rosły płace. Wzrost zamożności rozbudził inne nastroje społeczne, zmienił preferencje. Niestety, my tego nie zauważyliśmy - podkreśla. - Platforma Obywatelska skoncentrowała się na obietnicach lepszego życia, wykorzystując poprawę nastrojów, jaka nastąpiła za naszych rządów. Przekonali Polaków, że mogą osiągnąć europejski poziom życia już teraz. Tymczasem moje ugrupowanie - za namową znanych spin doktorów, którzy już teraz są poza partią - oparło strategię na pomysłach, które sprawdziły się dwa lata wcześniej. Nie zauważyli zmiany, jaka zaszła w tym czasie. Dlatego teraz też zmieniliśmy sposób prowadzenia kampanii - dodaje.
Dlaczego politycy PiS nie mówią w kampanii wyborczej o katastrofie smoleńskiej? - My tę sprawę rzeczywiście chcemy wyjaśnić, ale będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy wygramy wybory. Czynienie z tej sprawy głównej osi kampanii wyborczej zmniejszyłoby szanse na jej wyjaśnienie, a nie zwiększyło, głównie dlatego, że nasi przeciwnicy polityczni mówiliby o kwestiach społecznych, walce z kryzysem, a nam wmawiali, że zajmujemy się tylko jednym tematem. Wmawiano nam to już wcześniej - tłumaczy prezes PiS. Dodaje jednocześnie, że Smoleńsk nie będzie pierwszym tematem jakim zajmie się jego rząd po ewentualnym zwycięstwie wyborczym. - W pierwszej kolejności przyjrzymy się finansom publicznym. Teraz są one bombą tykającą pod nami i trzeba ją rozbroić. Najpierw jednak musimy oszacować, jakiej ona jest wielkości - podkreśla. Dodaje, że - wbrew zapewnieniom ministra Jacka Rostowskiego - nikt nie wie w jakim stanie znajdują się polskie finanse. - Nie wiem nawet, czy sam minister Rostowski to wie, biorąc pod uwagę bałagan, jaki panuje w różnych częściach administracji państwowej. Bo skąd się wzięły te dodatkowe 300 mld zł długu publicznego? Przecież od lat mówi się o oszczędnościach, premier organizował specjalne akcje temu poświęcone, nakazując swoim ministrom szukanie rezerw w swoich resortach. Gdzie są te pieniądze jest więc pytaniem jak najbardziej uzasadnionym - podkreśla.
"Polska The Times", arb