Było ich trzech... Kolejna wojna w PO
Marszałek jest rozbity. Za kilkanaście dni ma opuścić sejmowy gabinet. Straci ochronę, samochód z kierowcą, sekretarkę, skończy się wzmacnianie partyjnej frakcji przy koniaku i cygarach. Może wejdzie do rządu, a może zostanie szeregowym posłem. To zależy od premiera, marszałek jest dziś na jego łasce. Platforma wygrała wybory, a on wygląda, jakby ktoś przepuścił go przez maszynkę do mięsa. Mimo to wciąż deklaruje, że wierzy w projekt o nazwie „Donald". – Grzesiu, wiesz, jak to się nazywa? Syndrom sztokholmski – kpił z niego niedawno jeden z polityków Platformy.
Prezydent nie rozumie pretensji premiera. Uważa, że konsultacje w sprawie tworzenia rządu to znakomity pomysł. Taki prezydencki – on, pierwszy obywatel Rzeczypospolitej, czeka w Pałacu i przyjmuje szefów partii. Jeden wyjeżdża, następny przyjeżdża, on jest cały czas w grze. – Bronek jest w życiowej formie. Rozkwitł w tym Pałacu, wygląda, jakby urodził się prezydentem. Rozmawiając z nim ostatnio, miałem wrażenie, że jest na pograniczu stanu, w którym człowiek z zadowoleniem kręci głową i mówi do siebie: „Ale zamieszałem" – opowiada współpracownik głowy państwa.
O rozpadzie triumwiratu Tusk-Schetyna-Komorowski w poniedziałkowym "Wprost" pisze Michał Krzymowski