NYT o uderzeniu na Irak
Dodano:
Amerykańskie uderzenie na Irak może mieć poważne konsekwencje dla gospodarki USA i świata. Nie pozostanie też bez wpływu na ceny ropy naftowej na rynkach światowych.
"New York Times" powołuje się na opinię przedstawicieli Waszyngtonu, dyplomatów i ekonomistów.
"11 lat temu wojna w Zatoce Perskiej kosztowała Stany Zjednoczone i ich sojuszników 60 miliardów dolarów i przyczyniła się do wywołania recesji, której powodem był wzrost cen ropy naftowej - pisze "NYT".
"W tamtej wojnie 80 proc. kosztów wzięli na siebie sojusznicy - zauważa gazeta. - Jednak dzisiaj Stany Zjednoczone muszą się liczyć z tym, że będą musiały same uregulować prawie cały rachunek".
Wg gazety, Waszyngton nie zastanawia się jeszcze nad kosztami operacji w Iraku, bo nie ustalono, jaki będzie ona miała zasięg i charakter z wojskowego punktu widzenia. Wiadomo jednak, że w każdym wypadku chodzi o ogromne pieniądze, więc ostatecznie one również wpłyną na skalę uderzenia.
Licząc wg obecnego kursu dolara, operacja w Zatoce Perskiej z 1991 roku kosztowała 79,9 mld dol. "NYT" zaznacza, że kwota ta daje tylko ogólne pojęcie, ile dziś potrzeba na konflikt o podobnych rozmiarach.
Budżet federalny USA już w tej chwili wykazuje deficyt. Koszty operacji oznaczają albo jego powiększenie, albo cięcia wydatków wewnętrznych. Dodatkowo liczy się efekt psychologiczny. "Operacja wojskowa może wywrzeć wpływ na rynki finansowe, wydatki gospodarstw domowych, inwestycje przedsiębiorstw, wydatki na podróże i inne kluczowe segmenty gospodarki" - pisze "New York Times".
Gazeta ostrzega, że jeśli dojdzie do przerwania dostaw ropy, tak jak to mało miejsce w roku 1991, jej ceny wzrosną gwałtownie, a efekty będą odczuwalne nie tylko w USA, ale i na całym świecie.
"Kiedy na Bliskim Wschodzie rozlegają się strzały, rynki generalnie idą w dół, ceny złota rosną, a ceny ropy gwałtownie szybują w górę" - powiedział dziennikowi James Placke, były dyplomata i znawca spraw regionu Zatoki Perskiej.
Stany Zjednoczone już teraz starają się zapobiec takiemu rozwojowi wypadków i gromadzą zapasy ropy naftowej. Państwowe rezerwy (Strategic Petroleum Reserve) sięgają dziś 580 mln baryłek. Dzienne dostawy wynoszą nawet 150 tys. Maksymalnie rezerwy mogą pomieścić 700 mln baryłek.
Po ataku na Irak, rząd ma stopniowo wypuszczać ropę na rynek, zapobiegając wzrostowi jej cen. Codziennie z państwowych rezerw mogłoby płynąć nawet 4,2 mln baryłek, co z nawiązką zrekompensuje brak jednego miliona baryłek ropy wydobywanej dziennie w Iraku.
Może to być jednak za mało, jeśli Saddam Husajn, który 11 lat temu podpalił kuwejckie pola naftowe, zaatakuje bronią chemiczną, biologiczną albo atomową Kuwejt czy Arabię Saudyjską - największego światowego producenta surowca na świecie - i odetnie świat od dostaw z tych krajów - ostrzega "NYT".
Podobnie nawet najstaranniejsze plany mogą zawieść, jeśli opinia publiczna da się ponieść emocjom. "Chodzi o czynnik psychologiczny" - tłumaczy gazecie Richard Cooper z uniwersytetu w Harvardzie.
Przypomniał, że po inwazji Iraku na Kuwejt w sierpniu 1990 roku ceny ropy skoczyły z 15 dol. za baryłkę, osiągając w październiku 40 dol. Nie zapobiegły temu zapowiedzi uwolnienia państwowych rezerw USA. Ceny pozostały wysokie jeszcze przez rok, choć to akurat eksperci tłumaczyli chęcią pokrycia przez Arabię Saudyjską i Kuwejt ich kosztów operacji wojskowej.
nat, pap
"11 lat temu wojna w Zatoce Perskiej kosztowała Stany Zjednoczone i ich sojuszników 60 miliardów dolarów i przyczyniła się do wywołania recesji, której powodem był wzrost cen ropy naftowej - pisze "NYT".
"W tamtej wojnie 80 proc. kosztów wzięli na siebie sojusznicy - zauważa gazeta. - Jednak dzisiaj Stany Zjednoczone muszą się liczyć z tym, że będą musiały same uregulować prawie cały rachunek".
Wg gazety, Waszyngton nie zastanawia się jeszcze nad kosztami operacji w Iraku, bo nie ustalono, jaki będzie ona miała zasięg i charakter z wojskowego punktu widzenia. Wiadomo jednak, że w każdym wypadku chodzi o ogromne pieniądze, więc ostatecznie one również wpłyną na skalę uderzenia.
Licząc wg obecnego kursu dolara, operacja w Zatoce Perskiej z 1991 roku kosztowała 79,9 mld dol. "NYT" zaznacza, że kwota ta daje tylko ogólne pojęcie, ile dziś potrzeba na konflikt o podobnych rozmiarach.
Budżet federalny USA już w tej chwili wykazuje deficyt. Koszty operacji oznaczają albo jego powiększenie, albo cięcia wydatków wewnętrznych. Dodatkowo liczy się efekt psychologiczny. "Operacja wojskowa może wywrzeć wpływ na rynki finansowe, wydatki gospodarstw domowych, inwestycje przedsiębiorstw, wydatki na podróże i inne kluczowe segmenty gospodarki" - pisze "New York Times".
Gazeta ostrzega, że jeśli dojdzie do przerwania dostaw ropy, tak jak to mało miejsce w roku 1991, jej ceny wzrosną gwałtownie, a efekty będą odczuwalne nie tylko w USA, ale i na całym świecie.
"Kiedy na Bliskim Wschodzie rozlegają się strzały, rynki generalnie idą w dół, ceny złota rosną, a ceny ropy gwałtownie szybują w górę" - powiedział dziennikowi James Placke, były dyplomata i znawca spraw regionu Zatoki Perskiej.
Stany Zjednoczone już teraz starają się zapobiec takiemu rozwojowi wypadków i gromadzą zapasy ropy naftowej. Państwowe rezerwy (Strategic Petroleum Reserve) sięgają dziś 580 mln baryłek. Dzienne dostawy wynoszą nawet 150 tys. Maksymalnie rezerwy mogą pomieścić 700 mln baryłek.
Po ataku na Irak, rząd ma stopniowo wypuszczać ropę na rynek, zapobiegając wzrostowi jej cen. Codziennie z państwowych rezerw mogłoby płynąć nawet 4,2 mln baryłek, co z nawiązką zrekompensuje brak jednego miliona baryłek ropy wydobywanej dziennie w Iraku.
Może to być jednak za mało, jeśli Saddam Husajn, który 11 lat temu podpalił kuwejckie pola naftowe, zaatakuje bronią chemiczną, biologiczną albo atomową Kuwejt czy Arabię Saudyjską - największego światowego producenta surowca na świecie - i odetnie świat od dostaw z tych krajów - ostrzega "NYT".
Podobnie nawet najstaranniejsze plany mogą zawieść, jeśli opinia publiczna da się ponieść emocjom. "Chodzi o czynnik psychologiczny" - tłumaczy gazecie Richard Cooper z uniwersytetu w Harvardzie.
Przypomniał, że po inwazji Iraku na Kuwejt w sierpniu 1990 roku ceny ropy skoczyły z 15 dol. za baryłkę, osiągając w październiku 40 dol. Nie zapobiegły temu zapowiedzi uwolnienia państwowych rezerw USA. Ceny pozostały wysokie jeszcze przez rok, choć to akurat eksperci tłumaczyli chęcią pokrycia przez Arabię Saudyjską i Kuwejt ich kosztów operacji wojskowej.
nat, pap