Greenpoint maj law

Dodano:
Enklawa polskich emigrantów awansowała na jedną z najmodniejszych dzielnic Nowego Jorku. Tam, gdzie jeszcze 15 lat temu walczyły gangi, koczowali bezdomni, a uliczkami przemykali wystraszeni gastarbeiterzy, imprezują artyści, rockandrollowcy, hipsterzy i supermodelki.
W połowie lat 90. Greenpoint był biedny, brzydki i ponury. Zima bezdomni mościli sobie legowiska w zrujnowanych fabrykach, starych kontenerach, nieczynnych kotłowniach. Latem sypiali na betonowym nabrzeżu rzeki. Obcy wśród swoich, emigranci odrzuceni przez emigrantów. Jak się pije, lepiej nie wstawać Przyjechali i zostali, legalnie albo nie. – 

Najsławniejszy był pan Piotr, ofiara Portoryków – wspomina pan Waldek. Miał szramę na torsie i szklane oko. Kiedy szedł odnawiać zasiłek dla inwalidów i pytali, dlaczego jest disabled, wyjmował oko i kładł na ladzie. Brata miał kontraktora. Całkiem dobrze prosperował ten brat. Gdy przychodziła zima, zaczynał sie martwic. Kiedyś zapłacił znajomemu, żeby wziął pana Piotra na chatę, ale ten nie wytrzymał rygorów mieszkania pod dachem. Z przyzwyczajenia kładł sie spać na podłodze. Po dwóch tygodniach wrócił do opuszczonej stolarni.


Więcej o najmodniejszej dzielnicy Nowego Jorku przeczytasz w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost".
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...