Egipt: ElBaradei już nie chce być prezydentem. "Demokracji wciąż tu nie ma"
Egipski polityk w krótkiej analizie przyczyn obecnej sytuacji w kraju twierdzi, że armia, jako "sternik okrętu rewolucji, którego pasażerowie nie wybrali i który nie ma doświadczenia w nawigacji", jedynie pogłębia podziały w społeczeństwie. Oskarża on wojskowych o uprawianie "represyjnej i opartej na gwałcie" polityki zapewnienia bezpieczeństwa w kraju.
ElBaradei od 11 lutego, to jest od przejęcia władzy przez Radę Wojskową po upadku Mubaraka, był jednym z najbardziej bezwzględnych krytyków sposobu, w jaki egipscy generałowie sterują procesem transformacji kraju. Po powrocie do Egiptu zainicjował kampanię na rzecz ustanowienia demokracji, która doprowadziła do powstania Narodowego Zgromadzenia na rzecz Zmiany. Reprezentowało ono szeroki ruch, w którym po raz pierwszy połączyli się Egipcjanie o różnych tendencjach politycznych - od Braci Muzułmańskich po liberałów i lewicę. ElBaradei stał się najbardziej widocznym przywódcą młodych Egipcjan, którzy nadal uczestniczą w wiecach protestacyjnych na kairskim placu Tahrir.
Amr Musa, były sekretarz generalny Ligi Arabskiej (w latach 2001-2011), popularny wśród znacznej części ludności Egiptu polityk związany z dawną administracją Hosniego Mubaraka i kandydat-faworyt na prezydenta Egiptu w wyborach, których dokładna data nie została jeszcze ustalona, wyraził ubolewanie z powodu decyzji ElBaradeia. Pozostali kandydaci to znacznie mniej popularny od ElBaradeia opozycyjny polityk nacjonalistyczny Hamden Sabahi oraz kojarzony z reżimem Mubaraka Ahmed Szafik, który w lotnictwie egipskim dosłużył się stopnia marszałka, a od stycznia do marca 2011 r. był premierem kraju.
PAP, arb