Były szef Art-B bez listu żelaznego

Dodano:
fot. sxc.hu Źródło: FreeImages.com
Były współwłaściciel spółki Art-B Andrzej Gąsiorowski, ścigany przez Polskę międzynarodowym listem gończym m.in. za oszustwa wobec banków, nie dostanie od sądu listu żelaznego. Decyzja jest ostateczna.
List dawałby mieszkającemu od ponad 20 lat w Izraelu "bohaterowi" jednej z najgłośniejszych afer III RP gwarancję, że nie zostałby aresztowany, jeśli przyjechałby do kraju. Rzecznik Sądu Okręgowego Warszawie Wojciech Małek powiedział, że sąd postanowił nie uwzględnić wniosku adwokata o taki list. Nie podał żadnego uzasadnienia tej decyzji. Nie przysługuje od  niej odwołanie.

W 2011 r. mec. Wojciech Koncewicz wystąpił o list żelazny, by  zapewnić Gąsiorowskiemu możliwość odpowiadania w Polsce z wolnej stopy. Obrońca ubiega się o umorzenie śledztwa, bo twierdzi, że nastąpiło już przedawnienie karalności większości zarzucanych mu czynów. Prokuratura Okręgowa w Warszawie uważa, że najważniejszy zarzut: oszustwa wobec polskich banków na ponad 4 biliony starych złotych przedawnia się dopiero w  2016 r.

"Gąsiorowski nie utrudniał śledztwa"

- Jestem bardzo rozczarowany tą decyzją. Skoro wymiar sprawiedliwości RP nie potrzebuje pana Gąsiorowskiego, to zapewne będziemy czekali na przedawnienie wszystkich zarzutów - powiedział mec. Koncewicz. Podczas posiedzenia sądu mec. Koncewicz argumentował, że jego wniosek jest zasadny, skoro procedura zapewnia podejrzanemu czynny udział w postępowaniu. Mówił, że jedynie przyjazd Gąsiorowskiego do  kraju na podstawie listu żelaznego "mógłby popchnąć do przodu" zawieszone śledztwo w jego sprawie.

Prokurator był przeciwny wnioskowi. Jego zdaniem byłaby to niezasadna gratyfikacja osoby, która ukrywała się  przed wymiarem sprawiedliwości i utrudniała postępowanie. Obrońca Gąsiorowskiego twierdził, że jego klient nie utrudniał śledztwa, bo składał obszerne wyjaśnienia w Ambasadzie RP w Izraelu. Adwokat dodał, że Gąsiorowski chce też brać udział w nadal trwającym postępowaniu likwidacyjnym Art-B, co do którego ma  wątpliwości.

Najgłośniejsza afera III RP: Art-B

Sprawa Art-B była najgłośniejszą aferą początków III RP. Młodzi właściciele spółki - muzyk Bogusław Bagsik i lekarz Andrzej Gąsiorowski - zostali okrzyknięci "cudownymi dziećmi polskiego kapitalizmu". Bagsik dostał nawet Nagrodę Kisiela. Latem 1991 r. holding Art-B składał się z ponad 200 spółek i zatrudniał ok. 15 tys. pracowników. Szefowie firmy zasłynęli z tzw. oscylatora, wykorzystywania opóźnienia w księgowaniu operacji czekami rozrachunkowymi w bankach, co  umożliwiało uzyskiwanie dodatkowych zysków z tytułu podwójnego oprocentowania czeków w czasie tzw. drogi pocztowej. Omijając prawo, mieli zarobić w ten sposób 4,2 bln ówczesnych złotych (420 milionów dzisiejszych złotych) Z czasem wkoło nich zaczęły narastać wątpliwości; spekulowano m.in. o ich związkach z izraelskim wywiadem.

Zbiegli "artyści biznesu"

Obaj mieli zostać latem 1991 r. zatrzymani przez UOP. Obaj zostali ostrzeżeni. Uciekli z Polski i  osiedli w Izraelu. Trwały tam negocjacje z  polskimi prokuratorami i likwidatorem Art-B w sprawie zwrotu części ich zobowiązań. Izrael odmówił ich ekstradycji. Bagsik został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany Polsce i skazany w 2000 r., m.in. za  oscylatora, na 9 lat więzienia (odbył większość kary). Bagsik twierdził, że oscylator nie był przestępstwem i nikt na nim nie stracił. Sąd uznał, że niedoskonałość systemu bankowego, brak rozeznania NBP i  nieuczciwość bankowców ulegających magii pieniądza, były przyczynami, dla których w ciągu roku Art-B z małej spółki stała się wielką firmą, kierowaną przez rzekomych "artystów biznesu". - Nie bez winy są media, które pomogły wykreować ich jako czołowych przedstawicieli nowo powstającej klasy ludzi biznesu - mówiła sędzia Barbara Skoczkowska.

Pokłosie działania Art-b

Efektem afery było też kilka głośnych procesów. Czterech wysokich urzędników bankowych skazano w 1995 r. na kilkuletnie więzienie za  ułatwienie Art-B wyprowadzenia pieniędzy z polskiego systemu bankowego. Od tego zarzutu uniewinniono zaś b. szefa NBP Grzegorza Wójtowicza. Macieja Zalewskiego - byłego posła Porozumienia Centrum i ministra w  Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy - skazano w 2005 r. ostatecznie na  2,5 roku więzienia (odsiedział połowę. Mówił, że proces był nieuczciwy. Zarzuty oparto na zeznaniach Bagsika i Gąsiorowskiego. Uznano go za winnego próby wyłudzenia w 1991 r. od szefów Art-B pieniędzy dla spółki "Telegraf", której prezesem był przed objęciem w marcu 1991 r. funkcji ministra w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Według szefów Art-B to on ostrzegł o planach ich zatrzymania. Od tego zarzutu sąd go uwolnił.

ja, PAP

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...