Uciszyć Niesiołowskiego
Okazuje się, że samobójcza próba prokuratora Przybyła, była jak woda na młyn dla Niesiołowskiego. Nie dość, że mógł powiedzieć, że pułkownik jest niezrównoważony, to od razu stwierdził również, że PiS lada moment zacznie atak na rząd i PO. Dlatego – nie wiedzieć do końca czemu – Niesiołowski poszedł o krok dalej i nazwał Jarosława Kaczyńskiego nędznym i żałosnym nieukiem. I co? I nic. Następnego dnia kolejny dziennikarz znów dzwoni do Niesiołowskiego, znów pyta go o dowolną sprawę i znów słyszy o podłości i nikczemności.
A teraz odwróćmy sytuację i pomyślmy, jak wielki rwetes podniósłby się w mediach, gdyby to Joachim Brudziński czy Adam Hofman nazwali Donalda Tuska nędznym i żałosnym nieukiem. I zrobiliby to nie na konferencji prasowej, ale tak, jak Niesiołowski, czyli w „Kropce nad i", którą ogląda co wieczór kilka milionów Polaków. Czy również wszyscy puściliby politykom PiS takie słowa płazem? Jak długo trzeba byłoby czekać na ostrą reakcję ze strony PO? Nie trudno chyba wyobrazić sobie właśnie Stefana Niesiołowskiego, który wyzywa Hofmana od idiotów za obrażanie premiera. Rzecznik rządu Paweł Graś też pewnie dorzuciłby swoje trzy grosze, a przy najbliższej okazji sam Tusk nazwałby wypowiedzi pisowców żenującymi. I premier miałby rację, podobnie jak Niesiołowski, jeśli tylko nie użyłby zbyt mocnych i obraźliwych słów.
A właśnie tu leży jego problem. Bo chociaż krytyka formułowana przez niego pod adresem PiS-u jest często słuszna, to jednak sposób w jaki poseł PO przedstawia swoje racje, pozostawia po sobie uczucie niesmaku. A przynajmniej powinno pozostawiać – bo w rzeczywistości w Platformie wszyscy Niesiołowskiego bronią, zamiast wziąć go na stronę i poradzić mu, żeby trochę przyhamował. Taką radą mógłby Niesiołowskiemu posłużyć chociażby sam premier, którego PiS i Jarosław Kaczyński nigdy nie potrafią wyprowadzić z równowagi do tego stopnia, by szef rządu powiedział coś, za co później miałby przepraszać.Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi – by mówić to, co się myśli, w sposób bardziej parlamentarny, niż się myśli.