"Blue taxi" w Opocznie - radiowóz woził żonę komendanta do pracy
Podinspektor zaznaczyła, że policyjne przepisy odnoszą się do sytuacji wykorzystania pojazdu służbowego do celów innych, niż służbowe. Według niej istnieją takie możliwości, ale odbywa się to w uzasadnionych przypadkach i na określonych zasadach określających m.in. sposób pokrycia kosztów. Kącka przyznała, że wstępnie potwierdzone już zostały sytuacje związane z podwożeniem rano komendanta radiowozami do jednostki (opoczyński komendant mieszka w internacie oddalonym o niespełna kilometr od komendy). - Nie były to jednak codzienne kursy - zaznaczyła. Zdaniem Kąckiej takie sytuacje mogą mieć miejsce, ale w określonych przypadkach np. gdy nastąpi jakieś nagłe wydarzenie. Według rzeczniczki w tej sytuacji opoczyński komendant może być zobowiązany do zapłacenia kosztów związanych z tymi kursami, zwiększonych o 100 proc. - tak stanowią bowiem wewnętrzne policyjne przepisy.
Wstępnie ustalono, że także żona komendanta kilkakrotnie jechała radiowozem do pracy. - Wyjaśniamy tę sprawę - zapewniła Kącka. Podkreśliła, że sprawa badana jest także pod kątem konsekwencji dyscyplinarnych związanych z naruszeniem szeroko pojętej etyki zawodowej.
Szef opoczyńskiej komendy insp. Janusz Myga przyznał, że czasami zdarzało się, iż prosił, aby rano podjechał po niego do internatu, gdzie wynajmuje pokój, wolny radiowóz, który patrolował ten teren. Według niego zdarzało się to wtedy, gdy miał ze sobą np. służbowego laptopa, na którym popołudniami pracował. - Te względy czasami skłaniały mnie do takiego zachowania. Wydawało mi się, że - ze względu na niewielką odległość do komendy - nie ma w tym nic niestosownego. Może przy bliższemu przyjrzeniu się temu, można by dopatrzeć się jakiejś niestosowności - tłumaczył komendant. Insp. Myga przyznał także, że było kilka przypadków, iż przy okazji służbowych wyjazdów nieoznakowanych radiowozów do Łodzi w sprawach np. zaopatrzenia w materiały biurowe, "przy okazji" zabierała się do Piotrkowa Tryb. jego żona. Zapewnił jednak, że nie chodziło wyłącznie o to, żeby dowieźć jego żonę do miejsca pracy. - Nie były to celowe kursy, tylko przy okazji zaplanowanych wcześniej służbowych wyjazdów do Łodzi. Kilka razy takie sytuacje mogły się zdarzyć. Nie jest mi z tym przyjemnie i już zweryfikowałem swoją postawę w tym zakresie, ale fakt jest faktem - podsumował.
PAP, arb