Tusk przegrał bitwę o ACTA. Ale wojnę wygra?

Dodano: 29 stycznia 2012 21:26

Donald Tusk znalazł się w odwrocie. Ani on, ani jego ministrowie nie zdołali przekonać Polaków do tego, że umowa ACTA jest czymś o czym każdy mieszkaniec kraju nad Wisłą powinien marzyć. Co więcej - sondaże wskazują, że dwóch na trzech Polaków jest zdania, że Polska do umowy przystępować nie powinna. Od PO - po raz pierwszy na tak dużą skalę - odwrócili się ludzie młodzi. A jednak wiele wskazuje na to, że premier zbyt bardzo się tą przegraną bitwą przejmować nie powinien.

Dlaczego? A dlatego, że masowe protesty przeciwko podpisaniu ACTA skończyły się tak szybko, jak szybko się zaczęły. Hakerom, którzy zapowiadali rozpoczęcie rewolucji w Polsce, wytrwałości starczyło na cztery dni, a "rewolucja" ograniczyła się do zablokowania strony KPRM i wrzucenia pani Basi na stronę premiera. Grupa Anonymous zapowiedziała, że jeśli polski rząd podpisze ACTA to jej przedstawiciele natychmiast ujawnią takie tajemnice ekipy Donalda Tuska, że politykom PO pozostanie tylko płacz i zgrzytanie zębów. 26 stycznia Polska podpisała umowę i... nic się nie stało. Okazało się, że internetowi przeciwnicy rządu potrafią zrobić trochę szumu - i na tym ich możliwości się kończą.

Tuż przed podpisaniem umowy sen z oczu premierowi mogły spędzać kilku-, czy wręcz kilkunastotysięczne demonstracje przeciwników ACTA, którzy defilowali w maskach z podobizną Guy'a Fawkesa po ulicach polskich miast ogłaszając wszem i wobec co myślą o Donaldzie Tusku, Bronisławie Komorowskim, PO i umowie ACTA. Minęło kilka dni i na demonstracji przed Stadionem Narodowym, na której miało pojawić się 10 tysięcy "młodych, wykształconych i oburzonych" protestowało... 100 osób. Patrząc jak szybko mija entuzjazm młodych do obalania rządu Donalda Tuska należy z nieco większą ostrożnością spojrzeć na przedstawiony przez TVN sondaż ośrodka MillwardBrown SMG/KRC, z którego wynika, że wśród wyborców w wieku od 18 do 24 lat PO straciła 17 punktów procentowych poparcia. Dziś straciła, ale co stanie się jutro, za tydzień, za rok? A wybory - przypomnijmy - odbędą się dopiero za trzy lata.

Wygrać wojnę o ACTA pomagają też Tuskowi jego polityczni przeciwnicy. Janusz Palikot, który zorientował się, że ACTA są dla Polaków ważniejszą sprawą niż palenie marihuany w Sejmie, sięgnął po czysty populizm apelując do rządu, by ten... zapłacił Hollywood tantiemy (sic!) i pozostawił Polakom prawo do darmowego oglądania filmów w internecie, ponieważ owo darmowe oglądanie filmów jest "elementem godności Polaków" (!). Ponadto dodał, że Polacy jako ludzie na dorobku muszą kraść i przywłaszczać sobie osiągnięcia innych, bo inaczej Polska nie będzie rosła w siłę. Ci, którzy mają merytoryczne argumenty przeciwko ACTA, słuchając Palikota niechybnie powtarzają sobie maksymę o przyjaciołach, przed którymi Bóg powinien ich strzec - bo czasem łatwiej sobie poradzić z wrogami... Znacznie powściągliwiej zachowuje się PiS, które nie za bardzo potrafi chyba wczuć się w ten spór (jak może się wczuć, skoro Jarosław Kaczyński przyznaje, że umowę ACTA zna tylko z gazet...), więc reaguje ostrożnie domagając się jedynie referendum w sprawie ratyfikowania przez Polskę umowy. Ale już np. Solidarna Polska ustami Jacka Kurskiego krzyczy o zdradzie narodowej i tajemniczych mocodawcach Donalda Tuska, którzy zmusili go, by ACTA podpisał. Tym samym - podobnie jak Palikot - sprowadza dyskusje na wygodne dla PO tory. Tusk i jego podopieczni mogą bowiem - zamiast dyskutować o konkretnych zagrożeniach związanych z wejściem w życie umowy - znacząco pukać się w czoło pokazując na jej przeciwników. I pytać: chcecie być z nimi, czy z nami?