Były naczelny "Dziennika" musi przeprosić Michnika
Spór o rycerzy lustracyjnej wojny
Proces dotyczył artykułu opublikowanego w 2007 r. przez Krasowskiego - ówczesnego naczelnego gazety "Dziennik. Polska, Europa, Świat" - pod tytułem "O rycerzach lustracyjnej wojny". Krasowski pisał o krytyce Michnika wobec lustracji, a zarazem stwierdził, że "jedną trzecią życia poświęcił na obronę byłych ubeków". "Wielka, chyba największa legenda opozycji trywializowała się w kolejnych dowodach na to, że kolaboracja i sprzeciw były w istocie tym samym" - napisał wtedy Krasowski. Proces toczył się przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga, gdzie trafił pozew o ochronę dóbr osobistych. Krasowski wnosił o oddalenie powództwa twierdząc, że nie podał faktów, a jedynie opinie - do których miał prawo.
"Odbiór tekstu był jednoznaczny"
- Chodzi jednak o to, jak postrzegane będą określone twierdzenia w odbiorze czytelników; w tekście nie było zwrotów: "wydaje się", "należy przyjąć, że", tylko były konkretnie postawione zarzuty - mówił sędzia. Dodał, że "nawet jeśli intencje pozwanego były inne, odbiór tekstu u czytelników był jednoznaczny", a sporne słowa mogły być postrzegane jako informacja. Krasowski na początku lutego, podczas ostatniej rozprawy mówił m.in., że "z wielu pożytecznych inicjatyw", jakie były udziałem Michnika w ostatnich latach, "najbardziej wyrazista stała się akcja sprzeciwu wobec lustracji". - To wszystko powoduje, że Adam Michnik przez dużą cześć społeczeństwa zaczyna być kojarzony z bronieniem oskarżonych o agenturę, tak jak sprawy Lesława Maleszki (b. publicysty "GW", ujawnionego jako agenta SB), czy pisarza Andrzeja Szczypiorskiego - zaznaczał.
"Polemizujcie w prasie a nie w sądach"
Szczuka w uzasadnieniu wyroku zaznaczył jednak, że przytoczony przez pozwanego przypadek Maleszki "był argumentem chybionym". - Powodowie wykazali, że po ujawnieniu sprawy Maleszki działania redakcji były jednoznaczne - wskazał sąd. Sąd przypomniał też, że przy okazji tego procesu podnoszono przekonanie, iż znani dziennikarze powinni podejmować polemiki na łamach prasy, a nie na sali sądowej. - Powodowie nie chcieli występować do sądu, było tzw. przedsądowe wezwanie do rozmów ugodowych, ale do tego trzeba zgody drugiej strony. Pozwani nie podjęli tej propozycji, a nawet na łamach swego dziennika starali się zaostrzyć spór - zaznaczył sędzia. Dodał, że Krasowski podczas procesu nie wykazał również, aby działał w interesie społecznym. Wyrok nie jest prawomocny. Pełnomocnik Krasowskiego zapowiedział apelację.