2,5 tysiąca wypadków narciarzy podczas ferii
Najczęstsze urazy nóg
Na Podhalu największa liczba turystów wypoczywała w Białce Tatrzańskiej, gdzie jest największa stacja narciarska w regionie. Tam też doszło do największej liczby wypadków narciarskich. Podczas ferii w Tatarach doszło do jednego tragicznego wypadku, w którym zginęła narciarka przysypana lawiną śnieżną. Zdaniem ratowników GOPR do większości wypadków dochodzi wskutek brawury, złego przygotowania kondycyjnego, źle dobranego sprzętu i niedostosowania umiejętności do trudności trasy. Narciarze najczęściej doznają urazów nóg. Przeważnie są to skręcenia i złamania, ale zdarzają się też dotkliwe uszkodzenia stawów, wymagające hospitalizacji, a czasem leczenia operacyjnego. Wśród snowboardzistów przeważają obrażenia rąk, głównie złamania nadgarstka i przedramienia oraz zwichnięcia barku.
1120 interwencji
Równie wytężoną pracę podczas minionych ferii mieli ratownicy beskidzkiej grupy GOPR, którzy od 1 stycznia interweniowali 1120 razy. - Od połowy stycznia, gdy rozpoczęły się ferie, mieliśmy do czynienia wręcz z najazdem wypoczywających. Każdego dnia interweniowaliśmy po kilkanaście razy. Zdarzały się dni, gdy wzywano nas kilkadziesiąt razy – powiedział naczelnik beskidzkiego GOPR Jerzy Siodłak. Słowa naczelnika beskidzkich goprowców korespondują ze statystykami szpitalnymi. Do Szpitala Śląskiego w Cieszynie, dokąd trafiają poszkodowani narciarze, podczas ferii dziennie przyjmowano średnio 20 osób z typowo narciarskimi urazami. - To dwa razy więcej niż poza feriami. W weekendy trafiało do nas jeszcze więcej osób – powiedział rzecznik placówki Dariusz Babiak.
Bez wypadków śmiertelnych
Na szczęście w Beskidach nie doszło podczas ferii do wypadków śmiertelnych, choć niektóre były bardzo dramatyczne. W wypadku na Skrzycznym 16-latek złamał kręgosłup, jest sparaliżowany. Ratownicy krynickiej grupy GOPR na stokach narciarskich interweniowali 470 razy, do wypadków narciarskich dochodziło głównie na Jaworzynie Krynickiej. 299 kontuzjowanym narciarzom pomagali z kolei ratownicy podhalańskiej grupy GOPR, którzy dyżury pełnią na stokach narciarskich pomiędzy Babią Górą a Pieninami.
20 akcji ratowniczych
Podczas ferii zimowych ratownicy bieszczadzkiej grupy GOPR uczestniczyli w 20 akcjach ratowniczych, sześciu wyprawach poszukiwawczych oraz dwóch interwencjach w Bieszczadach, Beskidzie Niskim oraz na pogórzach Dynowskim i Przemyskim. Zdaniem naczelnika bieszczadzkiej grupy GOPR Grzegorza Chudzika podczas tegorocznych ferii w Bieszczadach wypoczywało mniej osób niż w latach poprzednich. Jedną z przyczyn mniejszego zainteresowania wypoczynkiem w górach były wielodniowe mrozy w styczniu i lutym. W okresie ferii w niektórych miejscowościach na Podkarpaciu, np. w Stuposianach czy Ustrzykach Górnych, przez kilka dni z rzędu notowano 30–34 stopnie mrozu.
W Lesku spokojniej niż w ubiegłych latach
Również według Jana Matusika ze szpitala powiatowego w Lesku podczas tegorocznych ferii „było spokojniej niż w latach ubiegłych". - Zazwyczaj w ciągu doby trafiały do nas dwie - trzy osoby poszkodowane na stokach narciarskich czy w czasie wędrówek górskich, ale bywały też dni, że nie było nikogo – dodał. Szpital w Ustrzykach Dolnych przyjął ok. 30 pacjentów, którzy ulegli wypadkom lub kontuzjom na trasach narciarskich. Zarówno w Lesku, jak w Ustrzykach Dolnych najczęściej były to urazy kończyn.
ja, PAP