Afganistan: nikt nikomu nie ufa
Dodano:
Pomimo deklaracji o przyjaźni płynących z Waszyngtonu, Brukseli i Kabulu coraz trudniej ukryć fakt, że pomiędzy siłami NATO a afgańskimi siłami bezpieczeństwa brak jest zaufania.
Na Afganistan można spojrzeć z perspektywy optymisty lub pesymisty. Ten pierwszy zauważy, że w jednym z najbiedniejszych państw świata, gdzie brakuje dosłownie wszystkiego, powstają drogi, mosty, szkoły. Buduje się studnie i szpitale, rozwija się rolnictwo, a kobiety otrzymały prawa, których wcześniej nie miały. Wiele z nich brało już udział w wyborach, a niektóre nawet służą w policji! Poparcie dla NATO jest stosunkowo wysokie, a talibowie zostali wyparci z dużej części kraju. Innymi słowy – w Afganistanie chyba jeszcze nigdy nie było tak dobrze.
W tym momencie do dyskusji o Afganistanie włącza się jednak pesymista, który zwróci uwagę na jeden, ale za to bardzo istotny problem – afgańska mała stabilizacja opiera na bardzo kruchych podstawach, a mianowicie na współpracy NATO z lokalnymi siłami bezpieczeństwa. I pomimo deklaracji Baracka Obamy oraz afgańskiego prezydenta Hamida Karzaja obustronnego zaufania między sojusznikami jest coraz mniej. Sojusz Północnoatlantycki strzelił sobie samobója paląc w bazie Bagram kilka egzemplarzy Koranu. Nawet osoba, która nie ma zbyt dużej wiedzy o islamie powinna zdawać sobie sprawę z tego, że dla religijnych muzułmanów nie ma cięższej zbrodni niż zniszczenie świętej księgi przez niewiernych. Nic więc dziwnego, że talibowie dziś zacierają ręce - NATO dało im bowiem do ręki mocny argument przemawiający za tezą, że wojska z Zachodu przyjechały do Afganistanu nie po to, aby budować drogi i kopać studnie – ale po to, żeby walczyć z islamem. Na efekty niefrasobliwości sił NATO nie trzeba było długo czekać – według najnowszych doniesień zaufanie wśród afgańskich żołnierzy i policjantów do sił koalicji spadło do krytycznie niskiego poziomu.
Jest jeszcze druga strona medalu – żołnierze NATO również od jakiegoś czasu nie ufają już Afgańczykom zdając sobie sprawę z tego, że lokalne struktury bezpieczeństwa są niezwykle słabe i mocno zinfiltrowane przez nieprzyjaciela. Właściwie nie ma tygodnia, by siły NATO nie było atakowane przez afgańskich policjantów i żołnierzy. Szacuje się, że w ostatnich latach życie z rąk fałszywych sojuszników straciło ok. 70 żołnierzy Sojuszu. Nic więc dziwnego, że personel NATO nie czuje się bezpiecznie w otoczeniu przedstawicieli afgańskich sił bezpieczeństwa i woli nie odwracać się plecami do afgańskich żołnierzy i policjantów.
Taka powszechna nieufność nie wróży zbyt dobrze przyszłości Afganistanu. Jeśli zabraknie fundamentów, na których można zbudować dobrobyt tego kraju, wówczas wszystko to, co udało się dotąd osiągnąć, może się rozsypać niczym domek z kart.
W tym momencie do dyskusji o Afganistanie włącza się jednak pesymista, który zwróci uwagę na jeden, ale za to bardzo istotny problem – afgańska mała stabilizacja opiera na bardzo kruchych podstawach, a mianowicie na współpracy NATO z lokalnymi siłami bezpieczeństwa. I pomimo deklaracji Baracka Obamy oraz afgańskiego prezydenta Hamida Karzaja obustronnego zaufania między sojusznikami jest coraz mniej. Sojusz Północnoatlantycki strzelił sobie samobója paląc w bazie Bagram kilka egzemplarzy Koranu. Nawet osoba, która nie ma zbyt dużej wiedzy o islamie powinna zdawać sobie sprawę z tego, że dla religijnych muzułmanów nie ma cięższej zbrodni niż zniszczenie świętej księgi przez niewiernych. Nic więc dziwnego, że talibowie dziś zacierają ręce - NATO dało im bowiem do ręki mocny argument przemawiający za tezą, że wojska z Zachodu przyjechały do Afganistanu nie po to, aby budować drogi i kopać studnie – ale po to, żeby walczyć z islamem. Na efekty niefrasobliwości sił NATO nie trzeba było długo czekać – według najnowszych doniesień zaufanie wśród afgańskich żołnierzy i policjantów do sił koalicji spadło do krytycznie niskiego poziomu.
Jest jeszcze druga strona medalu – żołnierze NATO również od jakiegoś czasu nie ufają już Afgańczykom zdając sobie sprawę z tego, że lokalne struktury bezpieczeństwa są niezwykle słabe i mocno zinfiltrowane przez nieprzyjaciela. Właściwie nie ma tygodnia, by siły NATO nie było atakowane przez afgańskich policjantów i żołnierzy. Szacuje się, że w ostatnich latach życie z rąk fałszywych sojuszników straciło ok. 70 żołnierzy Sojuszu. Nic więc dziwnego, że personel NATO nie czuje się bezpiecznie w otoczeniu przedstawicieli afgańskich sił bezpieczeństwa i woli nie odwracać się plecami do afgańskich żołnierzy i policjantów.
Taka powszechna nieufność nie wróży zbyt dobrze przyszłości Afganistanu. Jeśli zabraknie fundamentów, na których można zbudować dobrobyt tego kraju, wówczas wszystko to, co udało się dotąd osiągnąć, może się rozsypać niczym domek z kart.