Wojna postu z karnawałem

Dodano:
Michał Kobosko, redaktor naczelny tygodnika "Wprost"
Polacy przechodzą testy zmian w mentalności.
Danuta Wałęsa to problem. Ale nie dla męża i nie dla jego publicznego wizerunku. Ci, którzy walą w Lecha, mają mu za złe wszystko, lecz akurat nie to, że żonie żyć nie dał. Pani Wałęsa, jak się okazało, to gigantyczny problem dla polskich feministek i zastępów walczącej lewicy. Sprawa wybuchła w chwili, gdy Radio Tok FM, które trudno posądzać o konserwatyzm, odważyło się wybrać panią Danutę na laureatkę swojej nagrody. Laureatka zaś od razu, prosto z mostu wygarnęła, co myśli o aborcji czy małżeństwach gejów. A myśli w sposób najbardziej tradycyjny z tradycyjnych. Jest postępowa jak na matkę Polkę, ale nijak się nie nada na ikonę rewolucji. Z pewną fascynacją obserwowałem, jakich łamańców słowno-logicznych musiały użyć feministki, by krzywdy bohaterce nie zrobić, a jednocześnie wykazać, że błądzi w ciemności. A ja myślę sobie, że sukces książki i sukces osobisty pani Danuty to nie tylko przełom dla tysięcy statystycznych Polek. To także czytelny znak dla rewolucjonistów obu płci, że zmiany obyczajowe w Polsce nastąpią, ale ich sztuczne poganianie i wyduszanie musi napotkać ogromny opór i może być po prostu kontrskuteczne.

Podobnie zresztą z elektoratem PiS i ostatnim marszem w Warszawie. To oczywista oczywistość, że Jarosław Kaczyński postąpił znów nad wyraz cynicznie. Skrzyknął parę tysięcy starszych ludzi, by zaprotestowali przeciw istnieniu Tuska, a najkonkretniej przeciw zmianom emerytalnym – choć te akurat dotyczyć będą ludzi dziś młodych. Ot, demonstracja, jakich PiS zdziałał już wiele. Ale właśnie i przede wszystkim dlatego rząd powinien się bardziej przyłożyć do wyklarowania, co, dlaczego i dla kogo chce zreformować. Za szybko i zbyt łatwo chciano wprowadzić zmiany, które ludzi napawają sporym lękiem. Każdy, pracując długie lata, chce mieć przynajmniej nadzieję, że na starość dane mu będzie odpocząć w godziwych warunkach. Dziś takiej pewności nie mamy. Niezależnie więc od oczekiwanej ugody politycznej (zgaduj-zgadula – kto w końcu poprze PO?) rząd przeprowadzi szeroką kampanię informacyjną, w której wyjaśni, dlaczego utrzymanie obecnego systemu jest już niemożliwe.

Kolejnym wielkim testem zmian w mentalności i świadomości będzie reforma zasad finansowania Kościoła. Tu akurat rządowi należy się odwrotność czerwonej kartki (zielona czy niebieska?), że wziął na klatę temat tabu. Podatki kościelne, w różnych formach, funkcjonują na świecie od dziesiątek lat. Nie ma żadnego powodu, by w Polsce było inaczej. Ale i tak byłby to megaprzełom. Kościół katolicki nie musiał się dotąd specjalnie starać o względy i wsparcie wiernych. System „co łaska" i subwencje państwa pozwalały funkcjonować wygodnie, czasem aż nazbyt. Po wprowadzeniu podatku kościelnego też nic instytucji nie zagrozi. Ale podatnicy, oddając dobrowolnie i świadomie część własnych dochodów, będą mieli prawo więcej od Kościoła oczekiwać i wymagać. Czy druga strona będzie na to gotowa? Mam podejrzenie, że jeszcze długo, długo nie.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...