Floryda: strażnik osiedla zabił bezbronnego "w samoobronie"?
Incydent miał miejsce 26 lutego w miasteczku Sanford na Florydzie. Martin wracał wieczorem do domu z zakupów w miejscowym "7-Eleven". Patrolujący okolicę samochodem Zimmerman podejrzewał - jak mówi - że młody mężczyzna "przygotowuje coś złego" i prawdopodobnie "jest pod wpływem narkotyków". Zimmerman zadzwonił na policję i poinformował, że śledzi Martina. Funkcjonariusze powiedzieli mu, żeby nie wysiadał ze swego samochodu i czekał na patrol policyjny. Zimmerman wysiadł jednak z auta i podszedł do chłopca. Jak relacjonują świadkowie, wywiązała się między nimi walka. Zimmerman użył pistoletu kaliber 9 mm i zastrzelił Martina.
Jak się okazało, 17-latek - o 20 kg lżejszy od 28-letniego Zimmermana - był nieuzbrojony. Nie miał dotąd żadnych konfliktów z prawem i był dobrym uczniem. Jego matka Sybrina Fulton domaga się aresztowania sprawcy. Mówi, że zabójstwo nie było niczym sprowokowane i jej syn stał się ofiarą uprzedzeń rasowych. Ojciec Zimmermana oświadczył, że jego syn "byłby ostatnim, który by się dopuszczał rasowej dyskryminacji". Podkreślił, że Zimmerman jest Latynosem i ma "wielu czarnych przyjaciół".
Władze twierdzą, że nie mają wystarczających powodów do aresztowania Zimmermana. Prawo na Florydzie jest łagodne wobec sprawców zabójstw popełnianych w samoobronie i pojęcie to interpretuje stosunkowo szeroko. Podobne prawa obowiązują w 20 innych stanach.
Od kilku dni na Florydzie trwają demonstracje popierające żądanie rodziny Martina, żeby zabójcę aresztować. Ujawniono, że Zimmerman ma za sobą napaść na policjanta. Rodzinę Martina poparł znany murzyński działacz i komentator telewizji MSNBC, pastor Al Sharpton, a także członkowie afroamerykańskiej grupy parlamentarnej w Kongresie. Tragiczne wydarzenie ożywiło dyskusję na temat przesądów rasowych w USA. Czarni mężczyźni pojawiający się w białych dzielnicach po zmroku wciąż budzą automatycznie podejrzenia, że są przestępcami.
zew, PAP