Dziennikarz na wojennej ścieżce
Widać jednak z tego, że u dziennikarza ponad wszystkie przymioty liczą się dziś dwa: nie wyłazić z okopów i nie mieć wątpliwości. Jesteś albo tuskowy, albo pisowski (wersja zmodernizowana: pisuarowski). Kiedy siadasz do tekstu, nieważne, czy o polityce, edukacji, czy chorobie pszczół, musisz możliwie szybko zaznaczyć, kto winien. Proste jak konstrukcja cepa. Ten, kto się ujawnia z myśleniem szerszym (a taka podobno powinna być rola szanowanych publicystów) i, nie daj Boże, mówi coś niepopularnego, dostaje nalepkę zdrajcy i podlega publicznej egzekucji – na szczęście we współczesnej formie e-gzekucji.
W tej zajadłości i zapalczywości wielu kolegom z prawa i z lewa kompletnie już się rozmywa rola, jaką pełnią. Rzetelność, odpowiedzialność, przyzwoitość przeszły do historii, są takimi motylkami przyszpilonymi w omszałej gablotce. Tłumacząc swoje motywy, Mazurek napisał: jeśli chcecie być politykami, idźcie do polityki, przestańcie udawać dziennikarzy. Stwierdzenie tyleż banalne, co logiczne. Ale nie w naszym zawodowym środowisku. Przecież rola dziennikarza jest o niebo wygodniejsza. Można innym przypinać łatki i manipulować, a następnie wciągać szatki niezależnego żurnalisty, broniącego standardów i wartości. Nikt nas nie wybrał, nikt nie weryfikuje, wszystko możemy. I z lubością to wykorzystujemy. I tylko czasem przychodzi małe otrzeźwienie, prztyczek w zbyt zadarty nosek. Znak, że ta zabawa w żołnierzy dwóch wrogich armii jest tym właśnie – śmieszną grą, która bawi odbiorców. Bawi do czasu. Czytam świeże wyniki sondażu zaufania do różnych zawodów w Europie, European Trusted Brands. Dobra wiadomość: dziennikarz jest u nas ciut wyżej ceniony niż w innych krajach. Zła wiadomość: ufa nam co trzeci Polak. Albo dosadniej: ponad dwie trzecie nie ma do dziennikarzy cienia zaufania. Większą estymą cieszą się na przykład meteorolodzy, a to chyba bardzo zły prognostyk. Chciałoby się, żeby ciężko wypracowane analizy dziennikarskie były cenione wyżej niż złudny uśmiech pogodynki. Mała pociecha, że jeszcze gorzej myśli się o piłkarzach, a już zupełnie najgorzej o politykach. Mam wrażenie, że ci dziennikarze, którzy uparli się łączyć robotę w redakcji z robieniem ostrej polityki, sprawią, że nasza profesja szybciej, niż myślimy, zastuka o dno. Wyścig trwa.