Algieria: młodzi nie chcą wybierać parlamentu
Zgodnie z zapowiedzią prezydenta Algierii Abdelaziza Butefliki czwartkowe wybory parlamentarne mają dać początek nowej polityce reform. Europejscy analitycy zastrzegają, że m.in. od frekwencji zależy, czy elity polityczne otrzymają mandat do dalszych rządów.
Wiceszef misji obserwacyjnej Unii Europejskiej Jarek Domański powiedział, że wybory do parlamentu wpisują się w regionalny kontekst zmian w Afryce Północnej, zapoczątkowanych przez zeszłoroczną arabską wiosnę. I choć Algieria nie powtórzyła scenariusza Tunezji, Libii czy Egiptu, algierskie elity są świadome konieczności kontynuowania reform.
Młodzi deklarują się jako politycznie niezaangażowani
W 35-milionowym kraju o 462 miejsca w nowym parlamencie ubiegają się kandydaci 44 partii politycznych. Uprawnionych do głosowania jest 21,5 miliona wyborców. Głosowanie potrwa do godz. 20 czasu polskiego.
Najbardziej na scenie politycznej liczą się dwie partie koalicji rządowej, które zmierzą się z Koalicją Zielona Algieria, w skład której wchodzą trzy ugrupowania.
Władze starały się przedstawić czwartkowe głosowanie jako kluczowe dla przyszłości kraju, ale większość Algierczyków nie wykazywała zainteresowania. 9 maja prezydent Abdelaziz Buteflika apelował o udział w wyborach w szczególności do młodych ludzi. Większość z nich deklaruje się jako niezaangażowani w życie polityczne.
Ostatnie uczciwe wybory w Algierii odbyły się w 1991 roku i zostały zdominowane przez muzułmańskich radykałów z Islamskiego Frontu Ocalenia. Wybory nie zostały jednak dokończone.
Przerażeni widmem muzułmańskiej rewolucji w Algierze, zachodni przywódcy sami zachęcili wojsko, by dokonało zamachu stanu. W Algierii wybuchła krwawa wojna domowa, która trwała ponad dziesięć lat i w której zginęło blisko ćwierć miliona ludzi.Dla rządzących nie ma alternatywy?
Problem algierskiej sceny politycznej polega na tym, że nie ma realnej alternatywy dla partii rządzących, brakuje bowiem prawdziwej opozycji. Zielona Koalicja jest tak naprawdę częścią establishmentu i ma czterech ministrów w obecnym rządzie - oceniają eksperci.
Faworytem wyborów mogą okazać się partie religijne, takie jak Front na Rzecz Sprawiedliwości i Rozwoju wraz z charyzmatycznym przywódcą Abdallahem Dżaballahem. Nie ma jednak takiej pewności, gdyż poparcie dla tej partii może ograniczyć się do wąskiego elektoratu islamskiego.
Analitycy dodają, że prawdziwą opozycję mógłby stanowić Front Sił Socjalistycznych, partia o korzeniach socjalistyczno-demokratycznych. Jednak ma ona etykietę przypisanej do kabylskiej mniejszości z Tizi Ouzu i raczej również nie zdobędzie szerokiego elektoratu.
Społeczeństwo nie interesuje się kampanią wyborczą
Obserwatorzy europejscy wskazywali, że w społeczeństwie było niewielkie zainteresowanie kampanią wyborczą. - Czasami mieliśmy wrażenie, że francuska kampania prezydencka cieszyła się większą popularnością – powiedział Domański.
Jak podkreślają analitycy, niska frekwencja wyborcza będzie czerwoną kartką dla klasy politycznej, oznaczającą, że ludzie nie mają zaufania do władzy oraz że wymagane są zmiany wykraczające daleko poza retorykę historycznych zasług walki o niepodległość, którą wciąż posługuje się Front Wyzwolenia Narodowego.
Domański, zapytany, czy w okresie przedwyborczym zaobserwowano jakieś nieprawidłowości, powiedział, że czas na ocenę przyjdzie później. Wyraził jednak zaniepokojenie faktem, że do dnia wyborów obserwatorzy nie otrzymali listy wyborczej, do której dostęp jest standardem i powszechną praktyką.
Misja Unii Europejskiej, która po raz pierwszy została zaproszona przez rząd Algierii do obserwacji wyborów, składa się z zespołu ekspertów oraz 100 obserwatorów reprezentujących kraje członkowskie Unii Europejskiej oraz Norwegii i Szwajcarii.
Po raz pierwszy w historii misji obserwacyjnych jej wiceszefem został Polak. Do misji dołączą również przedstawiciele Parlamentu Europejskiego oraz dyplomaci akredytowani w Algierii. Wybory będzie obserwować także pięć innych organizacji, w tym przedstawiciele Ligii Arabskiej, Unii Afrykańskiej oraz ONZ.sjk, PAP