"Norwegowie nie muszą popadać w histerię przez Breivika"
"SZ" ocenia bardzo pozytywnie przebieg procesu, podkreślając, że norweskim sędziom udało się zbadać wszystkie aspekty kwestii, czy oskarżony jest psychicznie chory czy poczytalny. Zajęli się też skrajnie prawicowym środowiskiem w Szwecji, które zainspirowało Breivika. Ci, którzy przeżyli, nie musieli ograniczyć się do roli świadków, opowiadających rzeczowo o każdym szczególe zbrodni, lecz mogli też opowiedzieć o tym, jak przeżyli zamach. Sądowi udało się połączyć "szacunek dla ofiar ze starannym zbadaniem prawdy" - ocenia komentator.
"Kraj nie musi popadać w histerię"
Jak podkreśla "SZ", Norwegowie udowodnili, że ofiary nie muszą być przed sądem po raz drugi narażane na traumatyczne przeżycia. Można traktować je z szacunkiem, bez zaniedbywania dochodzenia do prawdy. "Kraj nie musi popadać w histerię, nawet wtedy, gdy skonfrontowany jest ze zbrodnią o niewyobrażalnych rozmiarach" - zauważa "SZ" i stwierdza: "Wyjątkowe zbrodnie nie wymagają wyjątkowych praw".
Breivik był zawiedziony, że specjalnie dla niego nie wprowadzono kary śmierci, a także dlatego, że nie mógł wykorzystać procesu dla propagowania swoich idei - przypomina komentator. "Uniemożliwiły mu to mądre pytania prokuratorów, którzy sprowadzili samozwańczego zbawcę Europy do właściwych wymiarów człowieka chorego na manię wielkości" - czytamy w komentarzu.
"Norwegowie »odczarowali« Breivika"
Według "SZ" jedną z przyczyn "odczarowania" Breivika była "zdumiewająca otwartość" demonstrowana przez norweski wymiar sprawiedliwości. Nie chodzi o telewizyjne transmisje, bo akurat to nie jest godne naśladowania - zastrzega "SZ". Norwegowie odebrali procesowi "nimb tajemniczości" - wyjaśnia komentator, ubolewając, że tajemniczość praktykowana jest nadal w niemieckich salach rozpraw.
Norwescy prokuratorzy i obrońcy wyjaśniali po każdym dniu procesu "o co chodzi", tłumacząc skomplikowane pojęcia prawnicze na język zrozumiały dla obywateli. "Sąd zabrał obywateli w drogę prowadzącą do prawdy" - czytamy w konkluzji komentarza w "Sueddeutsche Zeitung".
ja, PAP