Rutkowski: niewykluczone, że Katarzyna W. skręciła Madzi kark
Dodano:
- Obawiam się, że Katarzyna W. będzie próbowała wrobić w morderstwo Madzi kogoś z rodziny. Jeśli zezna, że mąż jej pomagał, to nawet jeśli by kłamała, prokuratura musiałaby tę informację zweryfikować. Wtedy mogłoby dojść nawet do aresztowania Bartka – powiedział w rozmowie z Wprost.pl Krzysztof Rutkowski, który zajmował się sprawą upozorowanego porwania dziewczynki i jako pierwszy uzyskał od matki wyznanie, że dziecko nie żyje.
Joanna Apelska: Czy wiedział pan, że śmierć Magdy to nie był wypadek?
Krzysztof Rutkowski: Podejrzewaliśmy to. Próby wielokrotnego przekonania Katarzyny W. do poddania się badaniom przy udziale wariografu i jej odmowy budziły w nas bardzo poważne podejrzenia. Jej ucieczka z Łodzi parę miesięcy temu dała nam dużo do myślenia. Było bardzo dużo wątpliwości co do tak zwanego nieumyślnego spowodowania śmierci.
9 lipca byłem przesłuchiwany w charakterze świadka, w związku z zawiadomieniem, które złożyła przeciwko mnie Katarzyna W. Zarzuciła mi ona, że wyciągnąłem od niej informacje pod przymusem. Zaczęła odwracać od siebie uwagę dziennikarzy i organów ścigania. Dlatego rzuciła podejrzenia na mnie. To było kolejnym elementem, który jednoznacznie wskazywał na to, że próbuje ona uciec od odpowiedzialności karnej za zabójstwo dziecka. Istotna była także mowa ciała, która wskazywała na to, że kłamie.
Skoro pan się domyślał, że to nie mógł być wypadek, dlaczego Pan nie działał?
A kto ją wskazał pierwszy?
Pan bardzo długo pomagał Katarzynie W.
Katarzyna W. była poddana obserwacji przeze nas. Nasze działanie miało na celu doprowadzenie do sytuacji, która mogła wyjaśnić tą sprawę i tak też się stało. W tym momencie prokuratura dysponująca opiniami biegłych ma niezbite dowody na to, że Katarzyna W. uczestniczyła bezpośrednio przy zabójstwie dziecka.
A pana wypowiedzi, że prokuratura męczy rodziców Madzi? To była pewnego rodzaju obrona.
Nawet, jeśli mieliśmy podejrzenia co do winy Katarzyny W., wszystko było robione w takiej formie, żeby mieć ja pod kontrolą. Ostatni ruch, jaki został prze mnie wykonany – próba nakłonienia jej do badań wariografem - w pełni ujawnił złą wolę Katarzyny W. Dokonanie eksperymentu wspólnie z dziennikarzami "Super Expressu" także jednoznacznie wskazywało, że dziecko nie mogło wyślizgnąć się z kocyka.
Nie wstydzi się pan sposobu, w jaki wyciągnął informacje od Katarzyny W.?
Czego mam się wstydzić? Wszystkie metody służące ujawnieniu przestępstwa są dozwolone. Tu nie ma się czego wstydzić. Powinno się raczej zapytać Katarzynę W. czy się nie wstydziła oszukiwać całą Polskę. Ja robiłem to, co do mnie należało. Moją klientką była de facto Katarzyna W., która wprowadziła w błąd mnie, policję, prokuraturę i całą opinię publiczną. To my wskazaliśmy ją jako winną. Jak mieliśmy inaczej te informacje uzyskać? Poprosić ją? Byliśmy dla niej wyjątkowo delikatni. Była to sprawa, podczas której zachowałem niebywały spokój w rozmowie z osobą podejrzaną o popełnienie tak brutalnego zabójstwa.
Mówi pan "brutalnego zabójstwa". Na czym ta brutalność polegała?
Niewykluczone, że Katarzyna W. ukręciła dziecku główkę. Myślę, że opinie biegłych jednoznacznie uzasadnią decyzję prokuratury, która wnioskowała o tymczasowe aresztowanie. Katarzyna W. opowiadała, że dziecku „bardzo swobodnie latała główka”, jak u lalki, której się ułamie głowę. Taki opis wskazuje, że dziecku skręcono kark.
Może pan zdradzić, skąd ma pan te informacje?
Powiedziała nam o tym matka dziecka podczas rozmowy, w której przyznała się, że Madzia wcale nie została porwana.
Pojawiły się doniesienie, że ktoś pomagał Katarzynie W. w ukryciu zwłok dziecka. Czy wie pan coś o tym?
Wiem, ale niestety nie mogę zdradzić, o kogo chodzi.
Rozumiem, że pan także podejrzewa, że ktoś pomagał Katarzynie W.
Dokładnie tak.
Będzie się pan starał w dalszym ciągu współpracować z rodziną Katarzyny W.?
Myślę, że jej mąż to już nie jest rodzina. Będę w dalszym ciągu współpracować z rodzicami Bartka. Dzisiaj mam jeszcze rozmawiać z samym Bartkiem, który znajduje się za granicą.
Jak pan ocenia decyzję o zwolnieniu Katarzyny W. z aresztu?
Bardzo źle. Uważam, że decyzja sądu była bardzo nierozważna, ponieważ dało jej to możliwość ucieczki za granicę do państw, gdzie byłby bardzo poważne problemy ze sprowadzeniem jej do Polski. Gdyby wylądowała w Argentynie lub innym państwie dającym możliwość ucieczki osobom podejrzanym o morderstwo, sprawa ta mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Katarzyna W. nigdy nie odpowiedziałaby za swój czyn.
Pana zdaniem Katarzyna W. działała z premedytacją?
Na pewno nie był to nieszczęśliwy wypadek. Mogła działać z premedytacją, bo dziecko bardzo jej przeszkadzało. Mówiła o tym zarówno rodzina, jak i sama Katarzyna W.
Dlaczego tak późno pojawił się zarzut morderstwa?
Dlatego, że tak późno zostały przekazane materiały od biegłych, gdzie zostało to jednoznacznie wskazane. Sądzę, że Katarzyna W. chciała odwrócić od siebie uwagę śledczych. Wskazuje na to chociażby to, że z Łodzi, gdzie miała być poddana badaniom wariografem od razu pojechała do prokuratury w Gliwicach. Tam dostała wezwanie do stawienia się za trzy dni. Starała się skierować uwagę organów śledczych na zupełnie inne tory. Próbowała między innymi skupić uwagę mediów na mnie. Obawiam się, że teraz może próbować wrobić w morderstwo kogoś z rodziny. Jeśli zezna, że Bartek jej pomagał, to nawet jeśli by kłamała, prokuratura musiałaby tę informację zweryfikować. Wtedy mogłoby dojść nawet do aresztowania Bartka.
Ma pan podejrzenia, na kogo Katarzyna W. może próbować zrzucać winę?
Zwykle takie podejrzenia kieruje się na osoby, z którymi jest się skonfliktowanym. Nie sądzę, żeby z mężem była w dobrej komitywie po publikacji zdjęć, gdzie tańczy na rurze w pół roku po utracie dziecka.
Pana zdaniem to, że tak późno doszło do aresztowania to porażka państwa?
Prokuratura nie chciała podejmować pochopnych decyzji. Kłamstwa przekazywane przez Katarzynę W. były trudne do zweryfikowania przez organy ścigania. Być może dowody, którymi obecnie dysponuje prokuratura dają możliwość zastosowania aresztu, a później pociągnięcia sprawy dalej. Ucieczka przed wariografem też musiała być dla śledczych ważnym sygnałem.
Czy gdyby mógł pan cofnąć czas, to zaangażowałby się pan jeszcze raz w sprawę Madzi?
Oczywiście. Ona tylko pomogła firmie Rutkowski. Pokazaliśmy tutaj pełen profesjonalizm, a co za tym idzie uzyskaliśmy bardzo duże poparcie społeczne. Wszystkie nasze działania były zaplanowane. Nie było tu przypadkowych i pochopnych decyzji.
Przewidział pan, że Katarzyna W. będzie uciekać?
Oczywiście, że tak. To wszystko było w pewien sposób przygotowane. Nie wiadomo, jaki byłby dziś efekt działań prokuratorskich, gdybyśmy nie prowadzili tej sprawy tak jak zaplanowaliśmy. Być może nie byłoby dziś tych zarzutów.
Czuje się pan bohaterem w tej sprawie?
Na pewno czuję się zwycięzcą, a nie przegranym.
Krzysztof Rutkowski: Podejrzewaliśmy to. Próby wielokrotnego przekonania Katarzyny W. do poddania się badaniom przy udziale wariografu i jej odmowy budziły w nas bardzo poważne podejrzenia. Jej ucieczka z Łodzi parę miesięcy temu dała nam dużo do myślenia. Było bardzo dużo wątpliwości co do tak zwanego nieumyślnego spowodowania śmierci.
9 lipca byłem przesłuchiwany w charakterze świadka, w związku z zawiadomieniem, które złożyła przeciwko mnie Katarzyna W. Zarzuciła mi ona, że wyciągnąłem od niej informacje pod przymusem. Zaczęła odwracać od siebie uwagę dziennikarzy i organów ścigania. Dlatego rzuciła podejrzenia na mnie. To było kolejnym elementem, który jednoznacznie wskazywał na to, że próbuje ona uciec od odpowiedzialności karnej za zabójstwo dziecka. Istotna była także mowa ciała, która wskazywała na to, że kłamie.
Skoro pan się domyślał, że to nie mógł być wypadek, dlaczego Pan nie działał?
A kto ją wskazał pierwszy?
Pan bardzo długo pomagał Katarzynie W.
Katarzyna W. była poddana obserwacji przeze nas. Nasze działanie miało na celu doprowadzenie do sytuacji, która mogła wyjaśnić tą sprawę i tak też się stało. W tym momencie prokuratura dysponująca opiniami biegłych ma niezbite dowody na to, że Katarzyna W. uczestniczyła bezpośrednio przy zabójstwie dziecka.
A pana wypowiedzi, że prokuratura męczy rodziców Madzi? To była pewnego rodzaju obrona.
Nawet, jeśli mieliśmy podejrzenia co do winy Katarzyny W., wszystko było robione w takiej formie, żeby mieć ja pod kontrolą. Ostatni ruch, jaki został prze mnie wykonany – próba nakłonienia jej do badań wariografem - w pełni ujawnił złą wolę Katarzyny W. Dokonanie eksperymentu wspólnie z dziennikarzami "Super Expressu" także jednoznacznie wskazywało, że dziecko nie mogło wyślizgnąć się z kocyka.
Nie wstydzi się pan sposobu, w jaki wyciągnął informacje od Katarzyny W.?
Czego mam się wstydzić? Wszystkie metody służące ujawnieniu przestępstwa są dozwolone. Tu nie ma się czego wstydzić. Powinno się raczej zapytać Katarzynę W. czy się nie wstydziła oszukiwać całą Polskę. Ja robiłem to, co do mnie należało. Moją klientką była de facto Katarzyna W., która wprowadziła w błąd mnie, policję, prokuraturę i całą opinię publiczną. To my wskazaliśmy ją jako winną. Jak mieliśmy inaczej te informacje uzyskać? Poprosić ją? Byliśmy dla niej wyjątkowo delikatni. Była to sprawa, podczas której zachowałem niebywały spokój w rozmowie z osobą podejrzaną o popełnienie tak brutalnego zabójstwa.
Mówi pan "brutalnego zabójstwa". Na czym ta brutalność polegała?
Niewykluczone, że Katarzyna W. ukręciła dziecku główkę. Myślę, że opinie biegłych jednoznacznie uzasadnią decyzję prokuratury, która wnioskowała o tymczasowe aresztowanie. Katarzyna W. opowiadała, że dziecku „bardzo swobodnie latała główka”, jak u lalki, której się ułamie głowę. Taki opis wskazuje, że dziecku skręcono kark.
Może pan zdradzić, skąd ma pan te informacje?
Powiedziała nam o tym matka dziecka podczas rozmowy, w której przyznała się, że Madzia wcale nie została porwana.
Pojawiły się doniesienie, że ktoś pomagał Katarzynie W. w ukryciu zwłok dziecka. Czy wie pan coś o tym?
Wiem, ale niestety nie mogę zdradzić, o kogo chodzi.
Rozumiem, że pan także podejrzewa, że ktoś pomagał Katarzynie W.
Dokładnie tak.
Będzie się pan starał w dalszym ciągu współpracować z rodziną Katarzyny W.?
Myślę, że jej mąż to już nie jest rodzina. Będę w dalszym ciągu współpracować z rodzicami Bartka. Dzisiaj mam jeszcze rozmawiać z samym Bartkiem, który znajduje się za granicą.
Jak pan ocenia decyzję o zwolnieniu Katarzyny W. z aresztu?
Bardzo źle. Uważam, że decyzja sądu była bardzo nierozważna, ponieważ dało jej to możliwość ucieczki za granicę do państw, gdzie byłby bardzo poważne problemy ze sprowadzeniem jej do Polski. Gdyby wylądowała w Argentynie lub innym państwie dającym możliwość ucieczki osobom podejrzanym o morderstwo, sprawa ta mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Katarzyna W. nigdy nie odpowiedziałaby za swój czyn.
Pana zdaniem Katarzyna W. działała z premedytacją?
Na pewno nie był to nieszczęśliwy wypadek. Mogła działać z premedytacją, bo dziecko bardzo jej przeszkadzało. Mówiła o tym zarówno rodzina, jak i sama Katarzyna W.
Dlaczego tak późno pojawił się zarzut morderstwa?
Dlatego, że tak późno zostały przekazane materiały od biegłych, gdzie zostało to jednoznacznie wskazane. Sądzę, że Katarzyna W. chciała odwrócić od siebie uwagę śledczych. Wskazuje na to chociażby to, że z Łodzi, gdzie miała być poddana badaniom wariografem od razu pojechała do prokuratury w Gliwicach. Tam dostała wezwanie do stawienia się za trzy dni. Starała się skierować uwagę organów śledczych na zupełnie inne tory. Próbowała między innymi skupić uwagę mediów na mnie. Obawiam się, że teraz może próbować wrobić w morderstwo kogoś z rodziny. Jeśli zezna, że Bartek jej pomagał, to nawet jeśli by kłamała, prokuratura musiałaby tę informację zweryfikować. Wtedy mogłoby dojść nawet do aresztowania Bartka.
Ma pan podejrzenia, na kogo Katarzyna W. może próbować zrzucać winę?
Zwykle takie podejrzenia kieruje się na osoby, z którymi jest się skonfliktowanym. Nie sądzę, żeby z mężem była w dobrej komitywie po publikacji zdjęć, gdzie tańczy na rurze w pół roku po utracie dziecka.
Pana zdaniem to, że tak późno doszło do aresztowania to porażka państwa?
Prokuratura nie chciała podejmować pochopnych decyzji. Kłamstwa przekazywane przez Katarzynę W. były trudne do zweryfikowania przez organy ścigania. Być może dowody, którymi obecnie dysponuje prokuratura dają możliwość zastosowania aresztu, a później pociągnięcia sprawy dalej. Ucieczka przed wariografem też musiała być dla śledczych ważnym sygnałem.
Czy gdyby mógł pan cofnąć czas, to zaangażowałby się pan jeszcze raz w sprawę Madzi?
Oczywiście. Ona tylko pomogła firmie Rutkowski. Pokazaliśmy tutaj pełen profesjonalizm, a co za tym idzie uzyskaliśmy bardzo duże poparcie społeczne. Wszystkie nasze działania były zaplanowane. Nie było tu przypadkowych i pochopnych decyzji.
Przewidział pan, że Katarzyna W. będzie uciekać?
Oczywiście, że tak. To wszystko było w pewien sposób przygotowane. Nie wiadomo, jaki byłby dziś efekt działań prokuratorskich, gdybyśmy nie prowadzili tej sprawy tak jak zaplanowaliśmy. Być może nie byłoby dziś tych zarzutów.
Czuje się pan bohaterem w tej sprawie?
Na pewno czuję się zwycięzcą, a nie przegranym.