Niemieccy posłowie walczą o uwolnienie rosyjskich piosenkarek z Pussy Riot
Jak podała agencja dpa, list przekazano ambasadorowi Rosji w Berlinie Władimirowi Grininowi. Posłowie napisali w nim, że kilkumiesięczny pobyt członkiń zespołu w areszcie śledczym i groźba surowego wyroku wydają się im "drakońskie i nieproporcjonalne". "W świeckim i pluralistycznym państwie pokojowe akcje artystyczne - nawet jeśli mogą wydawać się prowokacyjne - nie prowadzą do zarzutu popełnienia ciężkiego przestępstwa i wieloletniego więzienia" - ocenili niemieccy politycy.
Pod listem podpisali się m.in. szefowie frakcji Zielonych Renate Kuenast i Juergen Trittin, wiceprzewodniczący frakcji chadeckiej Michael Meister oraz socjaldemokratycznej - Ulrich Kleber, a także była kandydatka Lewicy na prezydenta RFN Luc Jochimsen.
"Bogurodzico, przegoń Putina"
Trzy członkinie zespołu Pussy Riot: 22-letnia Nadieżda Tołokonnikowa, 29-letnia Jekatierina Samucewicz i 24-letnia Maria Alochina są oskarżone "chuligaństwo motywowane nienawiścią religijną", prokurator zażądał dla nich kary trzech lat wiezienia. Były one wśród pięciu zamaskowanych dziewcząt, które 21 lutego pojawiły się w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela i zaśpiewały: "Bogurodzico, przegoń Putina".
Według prokuratury ta akcja była jawnie prowokacyjna i miała na celu wzniecanie nienawiści religijnej oraz obrazę uczuć wierzących. Oskarżone twierdzą zaś, że celem ich występu była krytyka organów władzy, w tym i Cerkwi, a nie obrażanie uczuć wiernych.
Władze chcą uciszyć opozycję?
O uwolnienie performerek apelowali - bezskutecznie - rosyjscy i zagraniczni twórcy kultury i artyści. Według oponentów rosyjskich władz proces trzech młodych kobiet jest motywowany politycznie i stanowi jedną z prób uciszenia rosyjskiej opozycji, która w minionych miesiącach organizowała liczne i wielkie protesty.
ja, PAP