W czasach stalinowskich bezprawnie przedłużał areszt więźniom. Za przewinienia nie odpowie
Jak wynika z dostarczonego sądowi aktu zgonu Kazimierza G. (urodzonego w listopadzie 1917 r.), zmarł on w kwietniu tego roku, miesiąc po wyroku Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. IPN zarzucał w tej sprawie G. (pułkownikowi WP w stanie spoczynku), że bezprawnie przedłużył w październiku 1951 r. areszt oficerowi wojska płk. Stefanowi Biernackiemu, uczestnikowi rzekomego spisku w wojsku. G. podpisał odpowiednie postanowienie już po upływie terminu aresztu, wobec czego - według IPN - aresztowany powinien zostać wypuszczony na wolność.
Sprawa pułkowników Biernackiego i Franciszka Skibińskiego wiązała się ze sztandarowym dla stalinowskiej Polski procesem o tzw. spisek w wojsku. W procesach, sfingowanych m.in. przez kierujących Informacją Wojskową sowieckich oficerów, zapadały nawet wyroki śmierci; niektóre wykonano. Biernacki i Skibiński dostali karę śmierci - nie wykonano jej, obaj wyszli na wolność w 1956 r.
G. nie przyznawał się do zarzutu, za który groziło mu do 10 lat więzienia. Mówił, że przedłużył areszty na wniosek oficerów śledczych Informacji Wojskowej, prowadzących śledztwa wobec obu oficerów, ale nie nadzorował ich spraw. Jego zdaniem pułkownicy nie mogli odpowiadać z wolnej stopy, skoro mieli zarzuty szpiegostwa.
WSO uznał w marcu, że sprawa jest przedawniona i umorzył postępowanie. Według WSO, jedyne co można przypisać w tej sprawie Kazimierzowi G., to nieumyślne niedopełnienie obowiązków - co już się przedawniło. Sąd uznał, że "nie widać żadnych podstaw dowodowych, że G. celowo przedłużał areszt wiedząc, że Biernacki jest niewinny". "Ówcześni prokuratorzy wojskowi nie mieli pełnego dostępu do materiału dowodowego sprawy, dostawali tylko to, co przedłożyła im Informacja, to były inne relacje niż obecnie" - mówił sędzia Robert Gmyz.
Sąd wskazał ponadto, że na korzyść oskarżonego G. mogą świadczyć ówczesne opinie partyjne na jego temat. "W okresie, którego dotyczy sprawa, były zastrzeżenia polityczne co do G. Uchwała komisji partyjnej zarzucała mu +liberalistyczne i oportunistyczne stanowisko+ oraz +nieprzezwyciężony do końca balast pozostałości środowiska drobnomieszczańskiego+" - cytował sąd. Przypomniał, że w listopadzie 1951 r. G. został zdjęty ze stanowiska prokuratora NPW i przeniesiony na stanowisko prokuratora okręgowego.
G. - przedwojenny absolwent prawa na UW - był zastępcą szefa NPW do listopada 1951 r. Mówił PAP, że IPN wytacza mu kolejne sprawy, bo jest "jedynym żyjącym decydentem z tamtych czasów". Podkreślał, że tzw. komisja Mazura, która po 1956 r. badała łamanie prawa w stalinizmie, niczego mu nie zarzuciła. Dodawał, że dyscyplinarnie zwolniono go z funkcji, gdy odmówił ścigania marynarzy, którzy wrócili ze Szwecji po tym, jak część załogi okrętu "wybrała wolność". Później kierował Prokuraturą Warszawskiego Okręgu Wojskowego - do zwolnienia go na fali czystek antysemickich w 1968 r. Potem był adwokatem.
W sierpniu zeszłego roku z braku cech przestępstwa WSO umorzył inny proces G. za bezprawne stosowanie aresztów wobec więźniów politycznych z lat 40. Sąd uznał, że G. miał obowiązek rozpoznać wniosek UB o aresztowanie podejrzanych, a za przekroczenie terminu jego złożenia w 48 godz. od ich zatrzymania odpowiada właśnie UB. W IPN było jeszcze kilka spraw wobec G., dotyczących podobnych zdarzeń związanych z przedłużaniem aresztów. Teraz, w związku ze śmiercią podsądnego, wszystkie muszą zostać umorzone.
Razem z Kazimierzem G. oskarżony był major w stanie spoczynku Tadeusz J. - w latach stalinizmu oficer śledczy Głównego Zarządu Informacji WP. Ciążył na nim zarzut znęcania się nad płk. Skibińskim. Zdaniem IPN, J. wielokrotnie w styczniu i lutym 1952 r. przesłuchiwał więźnia, pozbawiając go snu, zmierzając do załamania fizycznego i psychicznego - aby wymusić przyznanie się do udziału w szpiegowskiej organizacji w wojsku i składanie żądanych przez Informację wyjaśnień.
Sprawa J. także została umorzona przez WSO z powodu przedawnienia. Sąd stwierdził, że wprawdzie przesłuchania Skibińskiego "nie wyglądały sielankowo", jednak zarzucanego czynu nie da się zakwalifikować jako zbrodni przeciw ludzkości. - Oskarżony był młodym człowiekiem, któremu wmówiono, że przesłuchiwani to szpiedzy, którzy chcą obalić ustrój - wskazał WSO. W środę Izba Wojskowa SN rozpoznała apelację pionu śledczego IPN od wyroku I instancji. SN uznał, że decyzja o przedawnieniu była prawidłowa i ją podtrzymał. - Sąd prawidłowo ocenił działalność J., który stosował represje i naruszał prawa człowieka. Ale także prawidłowo zastosował przepisy o przedawnieniu - mówił w ustnym uzasadnieniu tego wyroku sędzia Edward Matwijów. - Nie można też przemilczać, jaką funkcję zajmował J. w strukturach bezpieczeństwa – był zwykłym funkcjonariuszem Informacji Wojskowej, jemu nawet akt nie przedstawiano. Miał tylko przesłuchiwać. Skoro powiedziano mu, że ma do czynienia ze szpiegiem, to miał prawo zakładać, że tak jest naprawdę - dodał sędzia.
Prok. Bogusław Czerwiński z IPN powiedział, że po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem środowego wyroku "poważnie rozważy wniesienie kasacji w tej sprawie".eb, pap