Samolot kpt. Wrony odleci na Wyspy. W częściach
Dodano:

Boeing 767, którym kpt. Tadeusz Wrona lądował awaryjnie na Okęciu został sprzedany – informuje TVN24. Brytyjski nabywca zapłaci za niego kilka milionów dolarów.
Formalnie do transakcji ma dojść w najbliższych dniach, ale strony porozumiały się już co do najważniejszych punktów. - Nabywcą maszyny jest firma specjalizująca się w handlu częściami lotniczymi. Samolot sprzedajemy w takim stanie, w jakim się obecnie znajduje. Wszystkie dalsze czynności podejmować będzie już jego nowy właściciel – mówi Tomasz Balcerzak, członek zarządu PLL LOT.
Nasz przewoźnik nie będzie odpowiedzialny za transport niesprawnego samolotu, a był to jeden z bardziej kłopotliwych punktów w rozmowach z potencjalnymi nabywcami. Kupiec przetransportuje maszynę "w częściach" - silników już nie ma w Warszawie. Ciężko stwierdzić jak długo potrwa rozbiórka całego samolotu
Uzyskana cena jest wyższa od wywoławczej (dwa miliony dolarów), którą proponował LOT wystawiając maszynę - tyle że bez silników – na licytację. Do tej jednak nie doszło, ponieważ żadna z firm nie wpłaciła wadium. To zapoczątkowało rozmowy dwustronne. Wydawało się, że kadłub samolotu ma szansę trafić do wojska, gdzie będzie służył jako obiekt ćwiczeń dla żołnierzy GROM-u. MON nie chciał jednak za niego zapłacić.
- Chcieliśmy wykonać pewien gest w kierunku MON-u. Byliśmy skłonni sprzedać maszynę okazyjnie. Ostatnio wysyłaliśmy nawet pismo, w którym poinformowaliśmy, że skoro ministerstwo rezygnuje, to jesteśmy zmuszeni przystąpić do rozmów z innymi kontrahentami. Chcieliśmy mieć pewność, że resort wie, co robi i nikt nie będzie miał do nas pretensji "po fakcie". Odpowiedź nie nadeszła – informuje PLL LOT.
Negocjacje pomiędzy właścicielem maszyny - amerykańską firmą leasingową Air Castle a konsorcjum ubezpieczeniowym - przeciągały się miesiącami a rola LOT-u, jako leasingującego samolot, ograniczała się w nich do roli "doradczej". W końcu osiągnięto jednak porozumienie, które wiązało się z koniecznością odkupienia przez PLL LOT "Papy Charliego" – jak pieszczotliwie nazywano samolot od jego numeru rejestracyjnego (SP-LPC). Od tego czasu władze spółki zabiegały o jego sprzedaż.
jl, TVN24
Nasz przewoźnik nie będzie odpowiedzialny za transport niesprawnego samolotu, a był to jeden z bardziej kłopotliwych punktów w rozmowach z potencjalnymi nabywcami. Kupiec przetransportuje maszynę "w częściach" - silników już nie ma w Warszawie. Ciężko stwierdzić jak długo potrwa rozbiórka całego samolotu
Uzyskana cena jest wyższa od wywoławczej (dwa miliony dolarów), którą proponował LOT wystawiając maszynę - tyle że bez silników – na licytację. Do tej jednak nie doszło, ponieważ żadna z firm nie wpłaciła wadium. To zapoczątkowało rozmowy dwustronne. Wydawało się, że kadłub samolotu ma szansę trafić do wojska, gdzie będzie służył jako obiekt ćwiczeń dla żołnierzy GROM-u. MON nie chciał jednak za niego zapłacić.
- Chcieliśmy wykonać pewien gest w kierunku MON-u. Byliśmy skłonni sprzedać maszynę okazyjnie. Ostatnio wysyłaliśmy nawet pismo, w którym poinformowaliśmy, że skoro ministerstwo rezygnuje, to jesteśmy zmuszeni przystąpić do rozmów z innymi kontrahentami. Chcieliśmy mieć pewność, że resort wie, co robi i nikt nie będzie miał do nas pretensji "po fakcie". Odpowiedź nie nadeszła – informuje PLL LOT.
Negocjacje pomiędzy właścicielem maszyny - amerykańską firmą leasingową Air Castle a konsorcjum ubezpieczeniowym - przeciągały się miesiącami a rola LOT-u, jako leasingującego samolot, ograniczała się w nich do roli "doradczej". W końcu osiągnięto jednak porozumienie, które wiązało się z koniecznością odkupienia przez PLL LOT "Papy Charliego" – jak pieszczotliwie nazywano samolot od jego numeru rejestracyjnego (SP-LPC). Od tego czasu władze spółki zabiegały o jego sprzedaż.
jl, TVN24