Brochwicz o Petelickim: jedyny taki oficer
Sylwester Latkowski: Kiedy się z nim zaprzyjaźniłeś?
Wojciech Brochwicz: Sam nie wiem. Od początku wspólnie organizowaliśmy różne przedsięwzięcia i wiele z tych przedsięwzięć było za granicą. Kiedy się ma taką pracę, to często zdarzają się sytuacje ekstremalne: kiedy jest strach, kiedy nie wiesz, czy wrócisz do domu, czy wyjdziesz z tego cało. To zbliża ludzi. Może ich bardzo od siebie oddalić, a może bardzo zbliżyć.
Ale nie z każdym człowiek się zaprzyjaźnia. Co było w nim takiego, że się zbliżyliście?
Zbliżyłem się z nim bardziej niż z kimkolwiek innym w tamtym czasie. Mam wielu przyjaciół z dawnego wywiadu czy kontrwywiadu, przyjaciół wiernych i sprawdzonych. Nie kryję się z tym.
Natomiast wtedy ze Sławkiem zbliżyliśmy się najbardziej. Nadawaliśmy chyba na tych samych falach. Poza tym były jasno określone warunki. On wiedział, że ja się go nie boję, i miał świadomość tego, że w związku z tym warto posłuchać, co mam do powiedzenia.
Niektórzy mówią, że miał problem właśnie ze słuchaniem.
Ze słuchaniem mnie nie miał problemu. Bardzo chętnie korzystał z moich rad i tak zostało do końca. Jestem adwokatem i reprezentowałem go w różnych sytuacjach prawnych, sądowych.
Co w nim było takiego? Co ci się najbardziej podobało?
Niesamowita kreatywność. Wielokrotnie mnie pytano: Dlaczego z nim pracujesz? Przecież to taki trudny człowiek. Odpowiadałem na to pragmatycznie, bo co miałem mówić, że go darzę przyjaźnią? Ale czasem tłumaczyłem: Pokażcie mi innego oficera w Polsce, który by miał tyle inicjatywy i tyle pomysłów. Na tych szczeblach i w tej branży, w której pracowaliśmy, trzeba mieć pomysły, być kreatywnym. Bo inaczej człowiek się zamienia w biuralistę, a nie o to chodzi. Służyliśmy krajowi i mówię to bez patosu. Taką mieliśmy robotę, za to braliśmy pieniądze. Więc robiliśmy to, jak najlepiej potrafiliśmy, ze wszystkich sił, nie patrząc na pieniądze ani na inne korzyści. Harowaliśmy, jeśli było trzeba, całą dobę na okrągło, czasem niejedną. Było coś z tego i coś z tego po nim zostało. Gdyby nie ten jego zapał, ten jego entuzjazm, ta jego wola walki i – może to złe słowo, ale – ta jego kreatywność, nie byłoby GROM.
Całą rozmowę Sylwestra Latkowskiego z Wojciechem Brochwiczem można przeczytać w wydaniu specjalnym „Wprost”: Petelicki. Ostatni strzał
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.