"Nie boimy się Chin". Demonstracja w Tokio
"Nigdy nie ustąpimy przed groźbami wojskowymi Chin" - krzyczeli demonstranci, którzy jednocześnie krytykowali manifestacje antyjapońskie, niekiedy gwałtowne, które od ubiegłego tygodnia odbywały się w wielu miastach Chin. - Ludzie są zdenerwowani, ale nie będziemy niszczyć sklepów ani firm, jak to robią w Chinach - powiedział agencji AFP 21-letni uczestnik wiecu, Shuhei Takagi.
Podczas antyjapońskich protestów w Chinach w kilku miastach tłum plądrował japońskie sklepy i restauracje, niszczył samochody japońskich marek; protestujący włamywali się też do budynków japońskich firm. Zmusiło to kilka wielkich koncernów japońskich do czasowego wstrzymania produkcji w Chinach.
11 września rząd Japonii poinformował o wykupieniu z rąk prywatnych bezludnych wysp, które Japonia nazywa Senkaku, a Chiny - Diaoyu. Oba kraje spierają się o ich przynależność - według Pekinu podlegają one suwerenności ChRL, ale od lat są administrowane przez Tokio. Wyspy leżą w pobliżu bogatych łowisk i prawdopodobnie dużych złóż ropy naftowej i gazu. Następstwem japońskiej decyzji było m.in. wysłanie przez Chiny w rejon spornych wysp kilkunastu okrętów. Wzrost napięcia w stosunkach między Chinami a Japonią, który zaniepokoił zarówno USA, jak i ONZ, ma także reperkusje w tak różnych dziedzinach jak sport, kultura czy gospodarka. Między innymi eksporterzy japońscy skarżą się na drobiazgowe kontrole przeprowadzane przez chińskich celników.
PAP, arb