3,5 mln Polaków pracuje na umowach śmieciowych
Dodano:
Ulotkarz, ankieter, człowiek „na słuchawce” – to zajęcia, które przeciętny Polak uznaje za poniżej godności. Mimo to ze zleceń i fuch żyją ponad trzy miliony osób.
Hipermarket na warszawskiej Woli – jeden z największych sklepów w Polsce. Dwa piętra, na każdym kilkadziesiąt regałów z towarami, ponad 50 kas i 600 osób obsługi. Zanim w handlowym molochu ruszy sprzedaż, codziennie kilkadziesiąt osób przychodzi tu w poszukiwaniu pracy. Na jeden dzień – albo nawet na kilka godzin. Tuż przed otwarciem sklepu wejście od zaplecza, gdzie znajduje się recepcja dla pracowników, zapełnia się ludźmi. Stali wchodzą przez bramki, ci, którzy czekają na przydzielenie zajęcia, tłoczą się w przedsionku.
– Byłem wczoraj i kierownik mówił, że dziś będzie jakaś praca. Jest? – pyta siedzącą za kontuarem recepcjonistkę 50-latek w znoszonych spodniach i reklamówką pod pachą.
– Ma pan aktualną książeczkę sanepidowską? Wieczorem mamy pracę przy ustawianiu towaru – odpowiada pracownica marketu. Mężczyzna zgadza się, wychodzi zadowolony. Kolejny petent przyjmuje ofertę pracy fizycznej na zapleczu „od zaraz”. Podaje swoje dane, wypełnia kilka dokumentów, dostaje kluczyk do służbowej szafki z uniformem w swoim rozmiarze i zadowolony przechodzi przez bramkę dla pracowników.
Dla pana Jana z warszawskiego Bemowa ta inwentaryzacja będzie już piątą czy szóstą, w jakiej weźmie udział. – Dostaję grosze, bo 6-8 zł za godzinę, a sama robota dla głupiego, monotonna i, co gorsza, zazwyczaj w nocy, kiedy chce się spać i łatwo o pomyłkę. Ale w październiku zarobiłem już 300 zł – opowiada.
Ulotkarz, ankieter czy promotor sklepowy, człowiek „do wszystkiego” na zapleczu hipermarketu, pracownik call center – to zajęcia, które przeciętny Polak uznaje za poniżej godności. Bo mało płacą, a praca ciężka, monotonna. Do tego pracodawcy oferują zazwyczaj umowy śmieciowe, czyli o dzieło i na zlecenie – bez ZUS i ubezpieczenia. Dlatego jednym takie prace zawsze kojarzyć się będą ze skandalicznym wyzyskiem, choć dla innych pozostaną wybawieniem z kłopotów finansowych, ostatnią deską ratunku, której zawsze mogą się uchwycić ci, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji.
Eksperci dodają, że mimo wszystko to ważna, bo najbardziej elastyczna, część rynku pracy. – To praca dla każdego, dostępna w każdej chwili i – co ważne – nawet w największym kryzysie można zarobić tam pieniądze – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”. Według danych GUS na umowach czasowych pracuje nawet 3,5 mln Polaków. Trzy największe agencje pracy tymczasowej – Randstad, Adecco i Manpower – szacują, że tylko dzięki nim znajduje zatrudnienie ponad 200 tys. osób. Najczęściej poszukiwani są: magazynierzy, robotnicy, kasjerzy i sprzedawcy biletów na koncertach, pakowacze, sprzedawcy sklepowi (ekspedienci), pomoce domowe i sprzątaczki, monterzy i kierowcy. – Jednak z każdym rokiem wzrasta liczba rekrutacji na stanowiska z grupy białych kołnierzyków – mówi Krzysztof Zajkowski, menedżer Adecco. Wylicza, że w tym segmencie pracę tymczasową można znaleźć jako: pracownik obsługi biurowej, kasjer bankowy, sprzedawca (konsultant), pracownik call center, księgowy, doradca finansowy i inwestycyjny czy pracownik działu IT. – Coraz więcej prostych, słabo płatnych prac umysłowych trafia na rynek pracy tymczasowej w USA i Europie Zachodniej, podobnie dzieje się w Polsce – dodaje Zajkowski.
Tygodnik Wprost przygotował ranking najbardziej śmieciowych prac. Ile może zarobić ulotkarz, jak się pracuje w call center oraz oraz jakie predyspozycje trzeba posiadać żeby zostać łapaczem drobiu.
Wbrew krzykom związków zawodowych i polityków PiS wojujących z umowami śmieciowymi praca dorywcza to coraz częściej wybór samych pracowników. Tak nakazuje zdrowy rozsądek i prosty rachunek ekonomiczny. Załóżmy, że pracodawca przyjmie hostessę na etat z wynagrodzeniem minimalnym 1500 zł. Po potrąceniu składek na ZUS i zaliczki na podatek dziewczyna dostaje do ręki 1111 zł. W przypadku umowy śmieciowej jej wynagrodzenie to prawie 1400 zł. Jeszcze większe dysproporcje pojawią się przy średniej krajowej – 3500 zł brutto, z której etatowiec otrzyma na rękę 2505 zł, a pracownik tymczasowy prawie 3000 zł. Dlatego rozmówcy „Wprost” pytani, czy woleliby mniejsze pieniądze na etacie, czy większe na umowie śmieciowej, bez wahania wybierają tę drugą opcję.
Więcej o Polakach wybierających umowy śmieciowe można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego południa jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie "Wprost" jest też dostępne na Facebooku.
– Byłem wczoraj i kierownik mówił, że dziś będzie jakaś praca. Jest? – pyta siedzącą za kontuarem recepcjonistkę 50-latek w znoszonych spodniach i reklamówką pod pachą.
– Ma pan aktualną książeczkę sanepidowską? Wieczorem mamy pracę przy ustawianiu towaru – odpowiada pracownica marketu. Mężczyzna zgadza się, wychodzi zadowolony. Kolejny petent przyjmuje ofertę pracy fizycznej na zapleczu „od zaraz”. Podaje swoje dane, wypełnia kilka dokumentów, dostaje kluczyk do służbowej szafki z uniformem w swoim rozmiarze i zadowolony przechodzi przez bramkę dla pracowników.
Dla pana Jana z warszawskiego Bemowa ta inwentaryzacja będzie już piątą czy szóstą, w jakiej weźmie udział. – Dostaję grosze, bo 6-8 zł za godzinę, a sama robota dla głupiego, monotonna i, co gorsza, zazwyczaj w nocy, kiedy chce się spać i łatwo o pomyłkę. Ale w październiku zarobiłem już 300 zł – opowiada.
Ulotkarz, ankieter czy promotor sklepowy, człowiek „do wszystkiego” na zapleczu hipermarketu, pracownik call center – to zajęcia, które przeciętny Polak uznaje za poniżej godności. Bo mało płacą, a praca ciężka, monotonna. Do tego pracodawcy oferują zazwyczaj umowy śmieciowe, czyli o dzieło i na zlecenie – bez ZUS i ubezpieczenia. Dlatego jednym takie prace zawsze kojarzyć się będą ze skandalicznym wyzyskiem, choć dla innych pozostaną wybawieniem z kłopotów finansowych, ostatnią deską ratunku, której zawsze mogą się uchwycić ci, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji.
Eksperci dodają, że mimo wszystko to ważna, bo najbardziej elastyczna, część rynku pracy. – To praca dla każdego, dostępna w każdej chwili i – co ważne – nawet w największym kryzysie można zarobić tam pieniądze – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”. Według danych GUS na umowach czasowych pracuje nawet 3,5 mln Polaków. Trzy największe agencje pracy tymczasowej – Randstad, Adecco i Manpower – szacują, że tylko dzięki nim znajduje zatrudnienie ponad 200 tys. osób. Najczęściej poszukiwani są: magazynierzy, robotnicy, kasjerzy i sprzedawcy biletów na koncertach, pakowacze, sprzedawcy sklepowi (ekspedienci), pomoce domowe i sprzątaczki, monterzy i kierowcy. – Jednak z każdym rokiem wzrasta liczba rekrutacji na stanowiska z grupy białych kołnierzyków – mówi Krzysztof Zajkowski, menedżer Adecco. Wylicza, że w tym segmencie pracę tymczasową można znaleźć jako: pracownik obsługi biurowej, kasjer bankowy, sprzedawca (konsultant), pracownik call center, księgowy, doradca finansowy i inwestycyjny czy pracownik działu IT. – Coraz więcej prostych, słabo płatnych prac umysłowych trafia na rynek pracy tymczasowej w USA i Europie Zachodniej, podobnie dzieje się w Polsce – dodaje Zajkowski.
Tygodnik Wprost przygotował ranking najbardziej śmieciowych prac. Ile może zarobić ulotkarz, jak się pracuje w call center oraz oraz jakie predyspozycje trzeba posiadać żeby zostać łapaczem drobiu.
Wbrew krzykom związków zawodowych i polityków PiS wojujących z umowami śmieciowymi praca dorywcza to coraz częściej wybór samych pracowników. Tak nakazuje zdrowy rozsądek i prosty rachunek ekonomiczny. Załóżmy, że pracodawca przyjmie hostessę na etat z wynagrodzeniem minimalnym 1500 zł. Po potrąceniu składek na ZUS i zaliczki na podatek dziewczyna dostaje do ręki 1111 zł. W przypadku umowy śmieciowej jej wynagrodzenie to prawie 1400 zł. Jeszcze większe dysproporcje pojawią się przy średniej krajowej – 3500 zł brutto, z której etatowiec otrzyma na rękę 2505 zł, a pracownik tymczasowy prawie 3000 zł. Dlatego rozmówcy „Wprost” pytani, czy woleliby mniejsze pieniądze na etacie, czy większe na umowie śmieciowej, bez wahania wybierają tę drugą opcję.
Więcej o Polakach wybierających umowy śmieciowe można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego południa jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie "Wprost" jest też dostępne na Facebooku.