Urodziłam, pokochałam, nie chcę zakazu

Dodano:
Matki, które urodziły dzieci z zespołem Downa podkreślają, że chcą mieć prawo wyboru (fot. Maciej Onufryjuk)
Wychowują dzieci z zespołem Downa. Mówią jednak, że każda kobieta ma prawo do samodzielnej decyzji, czy chce i może urodzić
Jak śmiecie narzucać swoje decyzje, swoje prawa innym jednocześnie przyzwalając na wegetację tych dzieci, które matki wychowują, często rezygnując z kariery zawodowej, z pracy. Narzucacie prawo do narodzin odbierając prawo do ŻYCIA! Zajmijcie się żyjącymi – apeluje Grażyna Jabłońska, mama prawie 15-letniej Małgosi z zespołem Downa. – Im nie o eugenikę chodzi, tylko doraźną politykę. Matki dzieci nieuleczalnie chorych nie poujmują, dlaczego politycy uzurpują sobie prawo do decydowania o życiu i śmierci? Ich i ich dzieci? Dlaczego? – pyta. Retorycznie, bo słów tych najbardziej zainteresowanych politycy nie słuchają.

Inne matki niepełnosprawnych dzieci też nie mają złudzeń. - Rozstrzyganie tego problemu tak, jak proponuje to restrykcyjna nowelizacja ustawy aborcyjnej, jest nieludzkie. To wybór dokonywany poza myśleniem o dobru czy autonomii kobiety. Miejmy nadzieję, że nie tylko z doraźnych powodów politycznych. Mnie osobiście głęboko  oburza, że prawo jest tu traktowane tylko jako instrument wyborczy. Że politycy opowiadają się za taką opcją, która zapewni im lepsze wyniki w wyborach – mówi Anna Dodziuk, terapeutka, matka 40-letniej Barbary z zespołem downa. – Prawo do takiej decyzji należy do podstawowych praw kobiety. Gdyby to ode mnie zależało, raczej wprowadziłabym obowiązkowe badania prenatalne, żeby kobieta mogła podjąć tę decyzję świadomie – dodaje.

Nieczęsto mają szansę na świadomy wybór. Dostępność badań prenatalnych pozostawia wiele do życzenia. Bardzo często więc, o tym, że mają niepełnosprawne dziecko, kobiety dowiadują się już po porodzie. Rozpacz, bo nie czarujmy się: nikt nie cieszy się, gdy słyszy, że urodziło dziecko z Downem, wpada w czarną dziurę. Nie dostaje żadnego wsparcia. W szpitalach zazwyczaj nie ma psychologów, którzy pomogliby jej w tej czarnej dziurze rozpaczy jakoś się odnaleźć.

Potem jest jeszcze gorzej. Zwykle to na nie spada całożyciowy trud opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem. Ich mężczyźni prędzej czy później odchodzą. Nie dają rady, nie wytrzymują ciśnienia, nie potrafią pogodzić się z tym, że mają TAKIE dziecko. Kobiety nie mają żadnego wyboru. Zostają więc z dzieckiem, które nigdy nie będzie samodzielne, z dramatycznymi często problemami finansowymi, bo przecież pracy z opieką nad nieuleczalnie chorym pogodzić się zwyczajnie nie da. Od państwa dostają zasiłek opiekuńczy. Trochę ponad 150 zł. Śmieszny, bo leki kosztują wielokrotnie więcej. Koszty utrzymania dziecka nieuleczalnie chorego są wielokrotnie wyższe niż zdrowego. Zainteresowanie polityków losem już żyjących jest żadne.

Cały materiał Marty Bratkowskiej można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego południa jest dostępny w formie e-wydania.

Najnowsze wydanie "Wprost" jest też dostępne na 
Facebooku.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...