Ojciec pilota Tu-154M: technik Jaka-40 był niewygodny
Dodano:
- Śmierć tego młodego człowieka jest kolejnym dowodem na to, że Polska nie zdała egzaminu ani 10 kwietnia 2010 r., ani nie udało jej się to do tej pory - komentuje informacje o śmierci technika pokładowego Jaka-40 Remigiusza M. ojciec pilota Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku Władysław Protasiuk.
- Doprowadzili do tego nasi rządzący, którzy od ponad dwóch i pół roku za wszelką cenę zdają się robić wszystko, aby sprawa katastrofy smoleńskiej nie została wyjaśniona - uważa. - Pan M. był osobą niewygodną dla tych wszystkich, którym zależy na zamieceniu katastrofy pod dywan. Przecież to był jeden z najważniejszych świadków w sprawie katastrofy - twierdzi Protasiuk.
- Razem z resztą załogi Jaka-40 wylądował na Siewiernym około godziny przed załogą Tu-154M, którym leciała cała delegacja prezydencka. I wiemy, że był on jedną z ostatnich osób, które rozmawiały przez radio pokładowe z moim synem Arkadiuszem - dodaje.
Zdaniem ojca pilota Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku, to właśnie dzięki zeznaniom M. wiele kłamstw w sprawie katastrofy zostało zapobieżonym. - Dzięki zeznaniom śp. M. oraz temu, że po wylądowaniu na Siewiernym został w kabinie Jaka i nasłuchiwał korespondencji innych samolotów z wieżą w oczekiwaniu na lądowanie 96-osobowej delegacji z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim na czele, udało się wykluczyć, a być może także zapobiec innym kłamstwom na temat przyczyn katastrofy, której spowodowanie usiłuje się zrzucić na pilotów - kończy Protasiuk.
mp, "Nasz Dziennik"
- Razem z resztą załogi Jaka-40 wylądował na Siewiernym około godziny przed załogą Tu-154M, którym leciała cała delegacja prezydencka. I wiemy, że był on jedną z ostatnich osób, które rozmawiały przez radio pokładowe z moim synem Arkadiuszem - dodaje.
Zdaniem ojca pilota Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku, to właśnie dzięki zeznaniom M. wiele kłamstw w sprawie katastrofy zostało zapobieżonym. - Dzięki zeznaniom śp. M. oraz temu, że po wylądowaniu na Siewiernym został w kabinie Jaka i nasłuchiwał korespondencji innych samolotów z wieżą w oczekiwaniu na lądowanie 96-osobowej delegacji z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim na czele, udało się wykluczyć, a być może także zapobiec innym kłamstwom na temat przyczyn katastrofy, której spowodowanie usiłuje się zrzucić na pilotów - kończy Protasiuk.
mp, "Nasz Dziennik"