"Redakcja »Rz« skłamała przynajmniej trzy razy"
Dodano:
- Nie jest tak, że redakcja "Rzeczpospolitej" się przejęzyczyła. Ewidentnie w dwóch tekstach przynajmniej trzy razy skłamali - przekonuje w rozmowie z portalem wyborcza.pl Grzegorz Lindenberg, jeden z twórców "Gazety Wyborczej" i "Super Expressu".
- "Rzeczpospolita" powinna wyjaśnić, jak powstały i dlaczego ukazały się takie teksty. Bo nie chodzi o jeden tekst z wtorku, tylko o dwa bardzo podobne z tego samego wydania na 1 i 5 stronie (o tekstach "Rz" i reakcjach polityków na nie pisaliśmy tutaj). I o dwa teksty z następnego dnia oraz wycofywanie się z przyznania do pomyłek. Redakcja powinna wyjaśnić, dlaczego nie była w stanie przyznać się do błędu i dlaczego cały czas się wykręcała - zaznaczył Lindenberg.
"Redakcja nie zrobiła niczego pochopnie"
Zdaniem dziennikarza redakcja "Rz" nie zrobiła niczego pochopnie. - Oni zrobili coś więcej. W pierwszym tekście Cezarego Gmyza ["Trotyl na wraku tupolewa"] kłamali, że Seremet ich wersję akceptuje. Drugiego dnia w tekście Gmyza ["Prawda za pół roku"] są dwa kłamstwa: jedno o tym, że rosyjscy eksperci będą badać próbki - z takim rozumieniem, że polscy nie będą mieli do nich dostępu. I drugie, że płk. Szeląg stwierdził, iż dotychczas żadne badania pod kątem obecności materiałów wybuchowych nie były przeprowadzane - wyliczał Lindenberg. - Nie jest tak, że redakcja "Rzeczpospolitej" się przejęzyczyła. Ewidentnie w dwóch tekstach przynajmniej trzy razy skłamali. Do tego drugiego dnia, kiedy Wróblewski niby coś odwołuje, w tekście obok kłamią dalej - przekonywał.
"Największy skandal od 10 lat"
Zdaniem Lindenberga te publikacje to największy skandal w polskich mediach w ciągu ostatnich 10 lat. - Nie pochopność, ale upieranie się przy materiale, który jest skandalicznym naciąganiem i kłamstwem przez mnożenie kolejnych kłamstw - powiedział.
"Dziennikarze siedzą jak ćwoki"
Dziennikarz zaznaczył, że w tej sprawie ważny jest także inny aspekt - kompletna nieporadność polskich mediów. - Odpuszczają prokuratorowi na konferencji prasowej. Pułkownikowi Szelągowi nie zadano podstawowego pytania: dlaczego badania próbek mają trwać pół roku? Dziennikarze siedzą jak ćwoki - kompletnie ogłupieni i nieporadni. Mam wrażenie, że dziennikarstwo zamieniło się w jakieś podtykanie sitka i odsłuchiwanie każdego, kto ma coś do powiedzenia. Nie rozumiem tego – mówił Lindenberg.
- Wszyscy udają, że są wielkimi specjalistami od fizyki oraz chemii i wiedzą, jak spektrometr wygląda. A dziennikarze nie rozpoznaliby spektrometru, jakby ich w dupę ugryzł. Niech się więc dopytają! – zaznaczył.
ja, wyborcza.pl
"Redakcja nie zrobiła niczego pochopnie"
Zdaniem dziennikarza redakcja "Rz" nie zrobiła niczego pochopnie. - Oni zrobili coś więcej. W pierwszym tekście Cezarego Gmyza ["Trotyl na wraku tupolewa"] kłamali, że Seremet ich wersję akceptuje. Drugiego dnia w tekście Gmyza ["Prawda za pół roku"] są dwa kłamstwa: jedno o tym, że rosyjscy eksperci będą badać próbki - z takim rozumieniem, że polscy nie będą mieli do nich dostępu. I drugie, że płk. Szeląg stwierdził, iż dotychczas żadne badania pod kątem obecności materiałów wybuchowych nie były przeprowadzane - wyliczał Lindenberg. - Nie jest tak, że redakcja "Rzeczpospolitej" się przejęzyczyła. Ewidentnie w dwóch tekstach przynajmniej trzy razy skłamali. Do tego drugiego dnia, kiedy Wróblewski niby coś odwołuje, w tekście obok kłamią dalej - przekonywał.
"Największy skandal od 10 lat"
Zdaniem Lindenberga te publikacje to największy skandal w polskich mediach w ciągu ostatnich 10 lat. - Nie pochopność, ale upieranie się przy materiale, który jest skandalicznym naciąganiem i kłamstwem przez mnożenie kolejnych kłamstw - powiedział.
"Dziennikarze siedzą jak ćwoki"
Dziennikarz zaznaczył, że w tej sprawie ważny jest także inny aspekt - kompletna nieporadność polskich mediów. - Odpuszczają prokuratorowi na konferencji prasowej. Pułkownikowi Szelągowi nie zadano podstawowego pytania: dlaczego badania próbek mają trwać pół roku? Dziennikarze siedzą jak ćwoki - kompletnie ogłupieni i nieporadni. Mam wrażenie, że dziennikarstwo zamieniło się w jakieś podtykanie sitka i odsłuchiwanie każdego, kto ma coś do powiedzenia. Nie rozumiem tego – mówił Lindenberg.
- Wszyscy udają, że są wielkimi specjalistami od fizyki oraz chemii i wiedzą, jak spektrometr wygląda. A dziennikarze nie rozpoznaliby spektrometru, jakby ich w dupę ugryzł. Niech się więc dopytają! – zaznaczył.
ja, wyborcza.pl