Gmyz: zwolnienie? Sięgneliśmy poziomu Białorusi
Dodano:
Zwolniony z "Rzeczpospolitej" Cezary Gmyz uważa, że nie miał możliwości przedstawienia swoich racji przed komisją powołaną przez wydawcę. - Dokładnie tak samo jak mieli możliwość wypowiedzenia się dziennikarze stawiani przed komisjami weryfikacyjnymi po 13 grudnia 1981 roku - wyjaśnia dziennikarz.
- Zostałem wezwany na godzinę 14, potem co piętnaście minut odwlekano spotkanie. Wreszcie wszedłem gdzieś ok. godz. 16, mówiłem przez dwie i pół godziny, a na koniec po prostu wręczono mi wypowiedzenie z pracy - opisuje spotkanie z wydawcą i moment zwolnienia. - Było ono najwyraźniej wcześniej przygotowane. Co ciekawe, teraz w oświadczeniu Rady Nadzorczej czytam, iż będzie ona rekomendowała moje zwolnienie, a ja mam w ręku dokument z którego wynika, że już zostałem zwolniony - podkreśla.
- W mojej opinii sięgnęliśmy właśnie poziomu Białorusi. Tam też istnieją media, które wychodzą w sposób niezależny. Formalnie tam też nie ma cenzury. Ale nałożone obostrzenia, kagańce, odpowiedzialność za opublikowane teksty sprawiają, iż dziennikarze mogący coś publikować bardzo, bardzo ostrożnie podają informacje o władzy - mówi Gmyz.
mp, wPolityce.pl
- W mojej opinii sięgnęliśmy właśnie poziomu Białorusi. Tam też istnieją media, które wychodzą w sposób niezależny. Formalnie tam też nie ma cenzury. Ale nałożone obostrzenia, kagańce, odpowiedzialność za opublikowane teksty sprawiają, iż dziennikarze mogący coś publikować bardzo, bardzo ostrożnie podają informacje o władzy - mówi Gmyz.
mp, wPolityce.pl