Polski skansen rolny
100 proc. dopłat dla 20 proc. najlepszych rolników
Franz Fischler, unijny komisarz ds. rolnictwa, nie pozostawia złudzeń: Polska nie ma szans, by otrzymać z Brukseli w 2004 r. więcej pieniędzy na dopłaty bezpośrednie niż 600 mln euro, czyli 2,4 mld zł. Później dopłaty będą rosły, ale poziom 100 proc. osiągną dopiero w 2013 r. PSL proponuje - i jest to także oficjalne stanowisko rządowe - żeby dopłaty trafiły do wszystkich rolników. I nie jest istotne, czy ziemia jest przez nich uprawiana, czy leży odłogiem. Oznacza to, że każdy rolnik z rozdzielnika otrzyma po 130 zł rocznie na hektar ziemi. Te pieniądze zostaną przez kiepskich rolników natychmiast przejedzone, a dla najlepszych są zbyt małe, by poprawić konkurencyjność ich gospodarstw.
Oczywiście, było najlepiej, gdyby wszyscy polscy rolnicy od razu otrzymywali takie same dopłaty jak rolnicy w unii. To jest jednak nierealne. Eksperci rolni, m.in. prof. Walerian Poczta z Akademii Rolniczej w Poznaniu i prof. Jerzy Wilkin z Uniwersytetu Warszawskiego, proponują, by 2,4 mld zł podzielić tylko między te gospodarstwa, które mają szansę na rozwój. 100 proc. unijnych środków trafiłoby więc do 20 proc. najlepzych rolników. - Wszystkie pieniądze z dopłat powinny zasilić gospodarstwa mające szansę konkurować na europejskim rynku. Skorzystają na tym także ci, którzy dopłat nie otrzymają, bo dzięki temu będzie można zrestrukturyzować polskie rolnictwo - mówi prof. Walerian Poczta.
Gospodarstwa, które nie otrzymałyby dopłat, mogłyby zostać objęte pomocą socjalną. Bruksela jest skłonna się zgodzić, by część funduszy strukturalnych na nasze rolnictwo przeznaczyć na zasiłki dla rolników, którzy zrezygnują z uprawy roli. Pieniądze na ten cel mogłyby też pochodzić z unijnych funduszy pomocowych. Jeśli jednak wszyscy rolnicy otrzymają po 25 proc. dopłat bezpośrednich, Polska nie będzie się mogła ubiegać o zasiłki socjalne dla właścicieli 70 proc. gospodarstw, które w ogóle nie produkują na rynek. Tymczasem PSL nie chce nawet słyszeć o zasiłkach socjalnych, bo przyznałoby przed własnymi wyborcami, że godzi się na likwidację 1,5 mln niedochodowych gospodarstw. - Być może dopłaty dla najlepszych to dobry pomysł, ale uderza w ponad dwa miliony naszych potencjalnych wyborców. Przeforsowanie tego pomysłu byłoby wyrokiem na partię. A w PSL nie widać kandydatów na samobójców - mówi jeden z doradców Jarosława Kalinowskiego.
Francusko-niemieckie status quo
Dopłaty dla polskich rolników w wysokości 25 proc. popiera rolnicze lobby we Francji (tamtejsi farmerzy otrzymują 6 mld euro rocznie na dopłaty bezpośrednie) oraz w Niemczech (3,7 mld euro). I nic dziwnego: jeśli nawet nie eliminuje, to przynajmniej osłabia to konkurencję ze strony najlepszych polskich rolników. Nie jest też przypadkiem, że rolnicy z Francji i Niemiec chcą zachowania status quo w ramach wspólnej polityki rolnej. Prof. Jeffrey Sachs z Uniwersytetu Harvarda nazywa tę politykę sprzeczną ze zdrowym rozsądkiem, uznając ją nawet za "cios w serce wolnego rynku". Ponad połowę dochodów europejskich farmerów nie stanowią sumy uzyskane ze sprzedaży produktów, lecz pieniądze z brukselskiej kasy. De facto europejskie rolnictwo jest więc sektorem budżetowym. PSL od lat stara się, by w Polsce było podobnie. I od dawna nasze rolnictwo otrzymuje z budżetu (w formie dopłat do ubezpieczeń, gwarancji kredytowych, minimalnych cen itp.) ponad 20 mld zł rocznie, czyli 5 mld euro. Pod tym względem PSL jest więc już dawno w unii. Ani w Brukseli, ani tym bardziej w Warszawie nie planuje się rozwiązań, jakie wprowadziła Nowa Zelandia. Rolnictwo jest tam ważną i dochodową dziedziną gospodarki, bo zrezygnowano z dotacji, limitów i minimalnych cen.
Jarosław Gajewski
Dlaczego brak dopłaty zaszkodzą polskim rolnikom? Pełny tekst Polskiego skansenu rolnego w najnowszym 1043 numerze tygodnika "Wprost" w sprzedaży od poniedziałku 18 listopada.
W numerze także:
Chińczycy = naród kreatywnych... nieudaczników. Proch też wymyślili nie po to, by zyskać wojenną przewagę, a do fajerwerków. Chińczycy odkryli Amerykę siedemdziesiąt lat przed Kolumbem. I zupełnie nie wiedzieli co z tym zrobić... Czytaj: Nowy świat dynastii Ming
"Technokaleki" (Kilku milionom Polaków grozi inwalidztwo z powodu niewłaściwego korzystania z komputera. I to już przed trzydziestką!)