Stany nie chcą "pokoju"
Przekonują one USA, że rozładowanie konfliktu izraelsko- palestyńskiego ma wielkie znaczenie zwłaszcza w perspektywie ewentualnej zbrojnej konfrontacji z Irakiem.
Jak pisze piątkowy "New York Times", sojusznikom europejskim zależało, by plan opublikowano przed spotkaniem w Waszyngtonie w gronie tzw. kwartetu bliskowschodniego, czyli dyplomatów z USA, Rosji, ONZ i Unii Europejskiej.
Kiedy Europejczycy dowiedzieli się, że plan nie jest jeszcze gotowy, niektórzy dyplomaci zagrozili, że w ogóle nie przyjadą na spotkanie 20 grudnia. Prezydent Jacques Chirac w telefonicznej rozmowie z prezydentem George'em W. Bushem nalegał na wczesne ogłoszenie planu.
Jak powiedzieli "N.Y.Timesowi" zastrzegający sobie anonimowość przedstawiciele administracji USA, częściową przyczyną zwłoki są obiekcje ze strony Izraela. Premier Ariel Szaron krytykował projekt planu i poprosił, by prace nad nim wstrzymać w związku ze styczniowymi wyborami w Izraelu.
Chęć mediacji na Bliskim Wschodzie wyraził w piątek były prezydent USA Jimmy Carter, przebywający w Szwecji po odebraniu Pokojowej Nagrody Nobla. Powiedział, że podejmie się tego zadania, jeśli poprosi go o to rząd USA.
Z okazji otrzymania Nobla, Carter krytykował Busha za jego politykę wobec Iraku i przestrzegł przed inwazją tego kraju.
Tymczasem sekretarz stanu Colin Powell ogłosił tzw. Inicjatywę Partnerstwa Bliskowschodniego, czyli plan finansowej pomocy dla krajów tego regionu w celu stymulowania reform politycznych w kierunku demokracji.
"Inicjatywa" przewiduje jednak dodanie w tym roku tylko 29 milionów dolarów do kwoty 1 miliarda, jaką otrzymują łącznie państwa arabskie, w tym głównie Egipt, Jordania i Autonomia Palestyńska. 29 mln dolarów to suma niewspółmierna do potrzeb tego biednego regionu.
sg, pap