Sherlock Holmes Trzaska
Dodano:
Mikołaj Trzaska, nadworny kompozytor reżysera, Wojciecha Smarzowkiego, komponuje do jego kolejnego filmu – "Pod mocnym aniołem". A na ekrany polskich kin za dwa tygodnie wejdzie "Drogówka" z jego muzyką. Trzaska nie przestaje koncertować na świecie i nagrywać. We "Wprost" opowiada o tym, jak odkrywał żydowską muzykę, dlaczego czuje, że ma misję budowania tolerancji oraz, że bycie muzykiem, poza sławą, oznacza też walkę.
O pracy z Wojciechem Smarzowskim:
On ma totalną koncepcję swoich filmów, i zna się na muzyce, co dosyć rzadko się zdarza w świecie reżyserów. Nie chce ilustracyjnego „opisywacza” obrazów – woli, gdy muzyka oddaje zawiłości psychologiczne bohaterów. W pewien sposób moja muzyka dopowiada to, czego nie możemy zobaczyć. Bo jak zagrać mrożący krew w żyłach moment, gdy człowiek odkrywa, że życie zeszło mu na niczym?
Pracując nad "Drogówką", wygrzebałem z garażu stare organy, w połowie nie działające. Brzmienie klawiszy przypomina raczej zgrzyty i chroboty, niż normalne melodie. Do tego doszły stare, żeliwne słupki z budowy, kije namiotowe, śledzie, różne zardzewiałe rzeczy. Potrafiłem rzucać tym wszystkim o ziemię i nagrywać te odgłosy na mikrofon studyjny. Wojtek miał jedno życzenie – muzyka, która pojawi się w tym filmie, nie ma przypominać żadnej innej, a instrumenty mają wydawać dźwięki, których reżyser jeszcze nie słyszał.
O znaczeniu muzyki żydowskiej:
Jest w niej dużo żalu, ale przede wszystkim smutku. Tak samo, jak dużo jest antysemityzmu w naszym społeczeństwie. My wszyscy – i Polacy, i Żydzi – potrzebujemy solidnej terapii, w której ktoś by nas zebrał razem i powiedział, skąd się biorą nasze uczucia. Ale najważniejsze, żeby fakty stały się faktami, byśmy przyjęli to na klatę.
Muzyka żydowska jest dla mnie, Polaka żydowskiego pochodzenia, drogą dotarcia do swoich korzeni. Teraz odrywam dar, że jestem jednym i drugim – Polakiem i Żydem jednocześnie. I że ten dialog jest dla mnie czymś ważnym. Być może dlatego czuję, że mam misję i prawo podjąć temat pojednania. Wielokrotnie byłem posądzany o naiwność, nawet przez środowiska żydowskie – że chcę zamazać przeszłość dźwiękami, muzyką wyprzeć z siebie tragedię. Że nie chcę się z nią zmierzyć. A ja naprawdę wierzę w pozasłowną moc muzyki. Wiem o tym, bo doświadczam tego prawie codziennie, ćwicząc, czy grając koncert – że muzyka idzie ponad podziałami, a czasami nawet ponad sprawami, które jesteś w stanie sobie wytłumaczyć.
O życiu popularnego muzyka:
Podejrzewam, że dla wielu osób, moje życie pozornie może wydawać się bardzo łatwe i przyjemne. Prawda jest taka, że walczę i sporo to mnie kosztuje, żeby było, jak jest. Moje życie nie toczy się w aurze sukcesu. Wszystko jest w nim opłacone zmaganiami z codziennością pracownika muzycznego. Często się zastanawiam, czy się wyrobię z rachunkami, z załatwianiem koncertów i tras, co jest trudne. Raz zrobiłem taką woltę: przestałem być malarzem, stałem się muzykiem. I dałem sobie słowo, że już w tym pozostanę. To jak przysięga małżeńska. Wybierając muzykę, poniosłem wielkie koszty: zraziłem do siebie wielu ludzi, moi rodzice bardzo się o mnie niepokoili. Niektórzy mnie opuścili, myśleli, że oszalałem, gdy zamiast spokojnych studiów na Akademii Sztuk Pięknych, wybrałem bycie grajkiem. Poczułem, że muszę pilnować tego, co mam, już na zawsze. W mojej muzyce jestem trochę takim Sherlockiem Holmesem: zadaję ludziom i sobie zagadkę, i każę ją odkrywać.
Cały wywiad z Mikołajem Trzaską można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy numer "Wprost" jest też dostępny na Facebooku.
On ma totalną koncepcję swoich filmów, i zna się na muzyce, co dosyć rzadko się zdarza w świecie reżyserów. Nie chce ilustracyjnego „opisywacza” obrazów – woli, gdy muzyka oddaje zawiłości psychologiczne bohaterów. W pewien sposób moja muzyka dopowiada to, czego nie możemy zobaczyć. Bo jak zagrać mrożący krew w żyłach moment, gdy człowiek odkrywa, że życie zeszło mu na niczym?
Pracując nad "Drogówką", wygrzebałem z garażu stare organy, w połowie nie działające. Brzmienie klawiszy przypomina raczej zgrzyty i chroboty, niż normalne melodie. Do tego doszły stare, żeliwne słupki z budowy, kije namiotowe, śledzie, różne zardzewiałe rzeczy. Potrafiłem rzucać tym wszystkim o ziemię i nagrywać te odgłosy na mikrofon studyjny. Wojtek miał jedno życzenie – muzyka, która pojawi się w tym filmie, nie ma przypominać żadnej innej, a instrumenty mają wydawać dźwięki, których reżyser jeszcze nie słyszał.
O znaczeniu muzyki żydowskiej:
Jest w niej dużo żalu, ale przede wszystkim smutku. Tak samo, jak dużo jest antysemityzmu w naszym społeczeństwie. My wszyscy – i Polacy, i Żydzi – potrzebujemy solidnej terapii, w której ktoś by nas zebrał razem i powiedział, skąd się biorą nasze uczucia. Ale najważniejsze, żeby fakty stały się faktami, byśmy przyjęli to na klatę.
Muzyka żydowska jest dla mnie, Polaka żydowskiego pochodzenia, drogą dotarcia do swoich korzeni. Teraz odrywam dar, że jestem jednym i drugim – Polakiem i Żydem jednocześnie. I że ten dialog jest dla mnie czymś ważnym. Być może dlatego czuję, że mam misję i prawo podjąć temat pojednania. Wielokrotnie byłem posądzany o naiwność, nawet przez środowiska żydowskie – że chcę zamazać przeszłość dźwiękami, muzyką wyprzeć z siebie tragedię. Że nie chcę się z nią zmierzyć. A ja naprawdę wierzę w pozasłowną moc muzyki. Wiem o tym, bo doświadczam tego prawie codziennie, ćwicząc, czy grając koncert – że muzyka idzie ponad podziałami, a czasami nawet ponad sprawami, które jesteś w stanie sobie wytłumaczyć.
O życiu popularnego muzyka:
Podejrzewam, że dla wielu osób, moje życie pozornie może wydawać się bardzo łatwe i przyjemne. Prawda jest taka, że walczę i sporo to mnie kosztuje, żeby było, jak jest. Moje życie nie toczy się w aurze sukcesu. Wszystko jest w nim opłacone zmaganiami z codziennością pracownika muzycznego. Często się zastanawiam, czy się wyrobię z rachunkami, z załatwianiem koncertów i tras, co jest trudne. Raz zrobiłem taką woltę: przestałem być malarzem, stałem się muzykiem. I dałem sobie słowo, że już w tym pozostanę. To jak przysięga małżeńska. Wybierając muzykę, poniosłem wielkie koszty: zraziłem do siebie wielu ludzi, moi rodzice bardzo się o mnie niepokoili. Niektórzy mnie opuścili, myśleli, że oszalałem, gdy zamiast spokojnych studiów na Akademii Sztuk Pięknych, wybrałem bycie grajkiem. Poczułem, że muszę pilnować tego, co mam, już na zawsze. W mojej muzyce jestem trochę takim Sherlockiem Holmesem: zadaję ludziom i sobie zagadkę, i każę ją odkrywać.
Cały wywiad z Mikołajem Trzaską można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy numer "Wprost" jest też dostępny na Facebooku.