Smolar: Gowin może być przywódcą PiS-u
Dodano:
- Od razu po głosowaniu nad związkami partnerskimi pomyślałem, że Jarosław Gowin może być przyszłym przywódcą zmodernizowanego PiS. Jeżeli nastąpiłoby odejście, wymuszone czy dobrowolne, Kaczyńskiego. PiS poszerzonego o konserwatywną część Platformy. Na razie testuje swoją siłę w PO, na przykład kiedy publicznie nazywa ją formacją konserwatywno-liberalną, a nie liberalno-konserwatywną, jaką była od początku. Gowin, że tak powiem, zmienia historię tej formacji - mówi Aleksander Smolar w rozmowie z Piotrem Najsztubem.
Piotr Najsztub: W zeszłą środę na spotkaniu ze skrzydłem konserwatywnym PO Tusk odzyskał pozycję samca alfa?
Aleksander Smolar: Nie sądzę. W tym sensie, że jego władza wynika z pewnej negatywności. Tak jak Platforma rządzi dlatego, że jest anty-PiS, tak Tusk jest zaprzeczeniem kompletnej pustki, jeżeli chodzi o przywództwo Platformy...
Najmniej pusty?
Nie tak. Można mieć wątpliwości co do jakości tego przywództwa, ale on jest jedynym, który może sprawować tę funkcję. Przypuszczam, że w samej Platformie narasta niezadowolenie, wątpliwości, ale nie ma żadnej alternatywy. Z tego punktu widzenia jego przywództwo nie jest i nie było zagrożone. Formalnie.
A jednak powiedział swoim konserwatystom: albo się dogadamy w sprawie związków partnerskich, albo do widzenia. I dał do zrozumienia, że to nie chodzi o „te nieszczęsne” związki partnerskie, tylko właśnie o przywództwo…
Czy to była groźba wiarygodna? Nie wydaje mi się, bo to oznaczałoby utratę władzy, rozpisanie wyborów, w których szanse bezwzględnego zwycięstwa Platformy są znikome. Mnie się wydaje, że w istocie to był wstęp do poddania się.
A może jednak Tusk, korzystając z okazji, chciał ich wypchnąć z PO?
Nie, moim zdaniem chciał pokazać, tupiąc nogą, że on jest przywódcą. Oni pochylają głowy...
Jarosław Gowin i John Godson nie pochylili.
Troszkę tak. Zresztą kierują nimi różne motywy. Godson jest bardziej pastorem niż politykiem, bo to jest człowiek wiary, a nie koniecznej w polityce elastyczności. Jedną z podstawowych kwalifikacji polityka jest zdolność do zawierania kompromisów. Polityk, który nie jest zdolny do zawierania kompromisu, w istocie nie jest politykiem. A pastor w niektórych sprawach kompromisu zawrzeć z istoty swej funkcji nie może. Jeżeli chodzi o Gowina, to on zdaje sobie sprawę z tego, że Tusk nie może go wyrzucić. Bo to oznaczałoby odejście paru osób jeszcze i utratę większości w Sejmie. Przypomnijmy, że premier „awansował” go wraz z odejściem Jana Rokity po to, żeby pokazać, że to nie jest rozejście się z konserwatywną częścią PO. W jakimś więc sensie Gowin politycznie zaistniał jako substytut.
(...)
Czyli to były polityczne narodziny Gowina?
Nie wykluczam. Nigdy nie myślałem o Gowinie jako o poważnym polityku, raczej był typem „gadułki”, ideologa, nie polityka. Jednak w pewnym momencie zaczął on używać języka, powiedziałbym, „pisowskiego”, twardego. I to mnie zastanowiło. Powiedział: „Nie dbam o literę prawa”. To było szokujące, że mówi tak minister sprawiedliwości, bo to znaczy: „Nie dbam o prawo”. Wtedy zaczął się posługiwać językiem konfrontacyjnym, językiem dla mnie „pisowskim”. Dla mnie to było odkrycie nowego, politycznego Gowina. Chyba podobnie myśli premier, bo wykonał dwa ruchy, które mają na celu poskromienie go. To z jednej strony powołanie ministra Rostowskiego na wicepremiera, bo skoro nie bardzo wiadomo, co ma to zmieniać merytorycznie, to może chodzić o formalne wywyższenie innego przedstawiciela konserwatywnego skrzydła PO. I drugi ruch, o którym dowiedziałem się z jednego z wywiadów z Gowinem, że on i jego koledzy nagle zostali zawiadomieni, że mają się spotykać nie jak dotąd w różnych miejscach, prywatnych, publicznych, tylko u premiera. Intencja jest oczywista, poddanie „spiskowców” kontroli, ale nieskuteczność jest łatwa do przewidzenia.
Cały wywiad Piotra Najsztuba z Jarosławem Gowinem można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.
Aleksander Smolar: Nie sądzę. W tym sensie, że jego władza wynika z pewnej negatywności. Tak jak Platforma rządzi dlatego, że jest anty-PiS, tak Tusk jest zaprzeczeniem kompletnej pustki, jeżeli chodzi o przywództwo Platformy...
Najmniej pusty?
Nie tak. Można mieć wątpliwości co do jakości tego przywództwa, ale on jest jedynym, który może sprawować tę funkcję. Przypuszczam, że w samej Platformie narasta niezadowolenie, wątpliwości, ale nie ma żadnej alternatywy. Z tego punktu widzenia jego przywództwo nie jest i nie było zagrożone. Formalnie.
A jednak powiedział swoim konserwatystom: albo się dogadamy w sprawie związków partnerskich, albo do widzenia. I dał do zrozumienia, że to nie chodzi o „te nieszczęsne” związki partnerskie, tylko właśnie o przywództwo…
Czy to była groźba wiarygodna? Nie wydaje mi się, bo to oznaczałoby utratę władzy, rozpisanie wyborów, w których szanse bezwzględnego zwycięstwa Platformy są znikome. Mnie się wydaje, że w istocie to był wstęp do poddania się.
A może jednak Tusk, korzystając z okazji, chciał ich wypchnąć z PO?
Nie, moim zdaniem chciał pokazać, tupiąc nogą, że on jest przywódcą. Oni pochylają głowy...
Jarosław Gowin i John Godson nie pochylili.
Troszkę tak. Zresztą kierują nimi różne motywy. Godson jest bardziej pastorem niż politykiem, bo to jest człowiek wiary, a nie koniecznej w polityce elastyczności. Jedną z podstawowych kwalifikacji polityka jest zdolność do zawierania kompromisów. Polityk, który nie jest zdolny do zawierania kompromisu, w istocie nie jest politykiem. A pastor w niektórych sprawach kompromisu zawrzeć z istoty swej funkcji nie może. Jeżeli chodzi o Gowina, to on zdaje sobie sprawę z tego, że Tusk nie może go wyrzucić. Bo to oznaczałoby odejście paru osób jeszcze i utratę większości w Sejmie. Przypomnijmy, że premier „awansował” go wraz z odejściem Jana Rokity po to, żeby pokazać, że to nie jest rozejście się z konserwatywną częścią PO. W jakimś więc sensie Gowin politycznie zaistniał jako substytut.
(...)
Czyli to były polityczne narodziny Gowina?
Nie wykluczam. Nigdy nie myślałem o Gowinie jako o poważnym polityku, raczej był typem „gadułki”, ideologa, nie polityka. Jednak w pewnym momencie zaczął on używać języka, powiedziałbym, „pisowskiego”, twardego. I to mnie zastanowiło. Powiedział: „Nie dbam o literę prawa”. To było szokujące, że mówi tak minister sprawiedliwości, bo to znaczy: „Nie dbam o prawo”. Wtedy zaczął się posługiwać językiem konfrontacyjnym, językiem dla mnie „pisowskim”. Dla mnie to było odkrycie nowego, politycznego Gowina. Chyba podobnie myśli premier, bo wykonał dwa ruchy, które mają na celu poskromienie go. To z jednej strony powołanie ministra Rostowskiego na wicepremiera, bo skoro nie bardzo wiadomo, co ma to zmieniać merytorycznie, to może chodzić o formalne wywyższenie innego przedstawiciela konserwatywnego skrzydła PO. I drugi ruch, o którym dowiedziałem się z jednego z wywiadów z Gowinem, że on i jego koledzy nagle zostali zawiadomieni, że mają się spotykać nie jak dotąd w różnych miejscach, prywatnych, publicznych, tylko u premiera. Intencja jest oczywista, poddanie „spiskowców” kontroli, ale nieskuteczność jest łatwa do przewidzenia.
Cały wywiad Piotra Najsztuba z Jarosławem Gowinem można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy numer "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.