Szaflik: Arłukowicz jedno mówi, drugie myśli, a trzecie robi
Dodano:
- Wydaje mi się, że minister zdrowia Bartosz Arłukowicz wziął sobie za cel walkę z profesorsko-dyrektorskim establishmentem w ochronie zdrowia. Obawiam się, że to jedno z najgorszych działań, jakie można sobie wyobrazić u ministra zdrowia. Zamiast widzieć w tych ludziach sojuszników, współpracowników i ekspertów robi z nich osoby, z którymi należy walczyć. Wymienia, odwołuje, myślę, że w dużej części bez rzeczywistego sprawdzenia faktów - stwierdził w rozmowie z Joanną Apelską prof. Jerzy Szaflik, który w sierpniu 2012 roku został przez Arłukowicza odwołany m.in. ze stanowiska konsultanta krajowego w dziedzinie okulistyki. Minister złożył także zawiadomienie do CBA.
W sierpniu 2012 roku minister zdrowia Bartosz Arłukowicz odwołał prof. Jerzego Szaflika ze stanowisk konsultanta krajowego w dziedzinie okulistyki oraz szefa Banku Tkanek Oka w Warszawie. Minister złożył też zawiadomienie do CBA. 27 lutego 2013 prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie ewentualnych nieprawidłowości w prywatnej klinice okulistycznej Jerzego Szaflika, które miały być przyczyną dymisji.
Joanna Apelska: Dotarła do mnie informacja, że chce pan pozwać ministra Bartosza Arłukowicza. Czy to prawda?
Prof. Jerzy Szaflik: W sierpniu ubiegłego roku, kiedy pan Arłukowicz mnie odwołał, zwróciłem się z prośbą o rozstrzygnięcie przez sąd, czy te działania ministra były zgodne z prawem. Teraz zaczyna się procedowanie tych spraw. W tej chwili mam wyznaczone terminy rozpraw. Uznałem w porozumieniu z moimi prawnikami, że wszystkie trzy odwołania były obarczone błędem prawnym - były w jakiejś części nieuzasadnione. Myślę, że ktoś taki jak minister zdrowia powinien stać na straży prawa i jest ostatnią osobą, która powinna prawo łamać.
Chce pan uchronić innych przed znalezieniem się w takiej sytuacji?
Chcę, by zostało wyjaśnione, czy minister (w moim przekonaniu bez uzasadnionych powodów) może sobie kogoś odwoływać, czy nie. Jeżeli może, to trudno, przyjmę to z pokorą. Ale jeżeli nie, to chciałbym, by z tego zdarzenia, które jest dla mnie przykre i traumatyzujące, wynikły jakieś korzyści. Tym pożytkiem dla mnie będzie, jeżeli rządzący minister zdrowia i jego prominentni współpracownicy będą mieli świadomość, że trzeba postępować zgodnie z prawem i trzeba mieć przekonanie o pewnych faktach, a nie tylko opierać się na jakichś donosach, doniesieniach, czy pomówieniach.
Wydawało mi się, że ten okres, w którym napiętnowało się lekarzy, lekceważyło ich i poniżało minie bezpowrotnie. Teraz widzę, że on wcale nie minął, zmieniły się tylko troszkę metody. Natomiast ideologicznie tu niewiele się zmieniło. Oczywiście nie jestem do końca obiektywny, bo jestem w środku tego wydarzenia. Na tyle, na ile potrafię być obiektywny, oceniam to bardzo negatywnie - nie tylko ze względu na mnie, ale i na środowisko. Uważam, że wysocy urzędnicy Ministerstwa Zdrowia źle traktują lekarzy - w sposób instrumentalny. To przynosi ogromne straty szczególnie dla pacjentów.
Na czym polega to złe traktowanie?
Wydaje mi się, że Arłukowicz wziął sobie za cel walkę z profesorsko-dyrektorskim establishmentem w ochronie zdrowia. Obawiam się, że to jedno z najgorszych działań, jakie można sobie wyobrazić u ministra zdrowia. Zamiast widzieć w tych ludziach sojuszników, współpracowników i ekspertów robi sobie z nich osoby, z którymi należy walczyć. Wymienia, odwołuje, myślę, że w dużej części bez rzeczywistego sprawdzenia faktów.
Chciałby pan powrócić na stanowisko konsultanta krajowego?
Nie, nie chciałbym. Tutaj sprawa jest zamknięta. Nowy konsultant został powołany zgodnie z obowiązującym prawem. Przez pół roku był konsultant tymczasowy, wyznaczony przez ministra Arłukowicza, a 16 lutego została powołana na konsultanta pani Wanda Romaniuk. To bardzo odpowiednia osoba na tym stanowisku.
Ja w międzyczasie objąłem bardziej prestiżowe i ważniejsze stanowiska w nauce polskiej. Jestem wiceprezesem Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów.
Czyli są jakieś dobre strony tej sytuacji?
Obrzucanie kogoś błotem, szczególnie trudno lub wcale niezmywalnym, pozostaje obrzucaniem - to nie ulega wątpliwości. Natomiast nie ukrywam, że z zadowoleniem przyjąłem po pół roku wyjaśnień i badań zakończenie sprawy jednoznaczną decyzją prokuratury o braku jakichkolwiek zarzutów pod moim adresem. Uwierzyłem, że istnieją w Polsce jakieś granice obiektywne i można się spodziewać, że są siły, które ograniczają również i władzę.
Jest pan jeszcze w stanie współpracować z ministrem Arłukowiczem?
Z ministrem Arłukowiczem nie mamy płaszczyzny współpracy. Ja jestem profesorem uniwersyteckim, kieruję szpitalem uniwersyteckim i katedrą na uniwersytecie. To są funkcje, które nie wymagają ode mnie kontaktów ani z ministrem, ani z jego współpracownikami. Nie znaczy to, że nie mogę się spodziewać jakichś kłopotów.
Jak pan ocenia działania pana Arłukowicza na stanowisku ministra zdrowia?
Moja ocena jest bardzo negatywna. Jednak nie odbiega ona od ocen innych lekarzy. W ostatnich kilku latach dzięki wzrostowi gospodarczemu w naszym kraju i lepszym wynikom zarobkowym społeczeństwa, nakłady na ochronę zdrowia wzrosły powyżej pięćdziesięciu procent. W tym samym okresie nie nastąpiły żadne zmiany, ani w ilości lekarzy, ilości pacjentów, jednostek ochrony zdrowia - czyli infrastruktura i pacjenci nie zmienili się. Wzrosły natomiast w sposób znaczący nakłady, a w ocenie subiektywnej społeczeństwa ochrona zdrowia w Polsce podupadła.
Rządzący czasem chwalą się tymi wynikami. Ale to nie jest ich zasługa. To są pieniądze, które ludzie wypracowali. Jeśli te pieniądze weszły w system, a system jest gorszy… Kolejki do lekarza i kolejki na zabiegi się wydłużyły. Świadczenia medyczne stały się trudniej dostępne. Tutaj winy nie da się zrzucić na lekarzy. Zadłużenie ochrony zdrowia nie zmniejsza się, a zwiększa. Szpitale są coraz bardziej zadłużone, więc coś tutaj się nie zgadza.
To na co poszły te pieniądze?
To nie chodzi o to, na co one poszły i czy ktoś je sprzeniewierzył. Po prostu zostały źle wydane. Nieracjonalnie. Zdaję sobie sprawę z wielu okoliczności, wymaganych zmian i dostosowania się do norm europejskich, mimo wszystko to nie może usprawiedliwiać inercji władzy.
Czy środowisko lekarskie stara się wpłynąć na premiera i rząd, by ministerstwo nie walczyło z lekarzami?
Jeśli chodzi o pana doktora Marcina Hamankiewicza (szef Naczelnej Rady Lekarskiej), który reprezentuje nas jako Izby Lekarskie, to jest to bardzo światły człowiek. On nie jest człowiekiem kontestującym działania ministerstwa, tylko chce się włączać twórczo i racjonalnie. Z tego, co czytam w prasie medycznej, oni też już przestali wierzyć z możliwość porozumienia z ministrem. On jedno mówi, drugie myśli, a trzecie robi. Z takim partnerem Izby nie mogą sobie poradzić. Decydenci ciągle zapominają, po co my tu jesteśmy. Cały czas chodzi nam o pacjentów, to wszystko ku temu zmierza.
Życie jest życiem i to zweryfikuje te wszystkie działania. Ja jestem urodzonym optymistą, mimo tych wszystkich rzeczy, które mnie spotkały, wierzę w to, że musi być dobrze.
Joanna Apelska: Dotarła do mnie informacja, że chce pan pozwać ministra Bartosza Arłukowicza. Czy to prawda?
Prof. Jerzy Szaflik: W sierpniu ubiegłego roku, kiedy pan Arłukowicz mnie odwołał, zwróciłem się z prośbą o rozstrzygnięcie przez sąd, czy te działania ministra były zgodne z prawem. Teraz zaczyna się procedowanie tych spraw. W tej chwili mam wyznaczone terminy rozpraw. Uznałem w porozumieniu z moimi prawnikami, że wszystkie trzy odwołania były obarczone błędem prawnym - były w jakiejś części nieuzasadnione. Myślę, że ktoś taki jak minister zdrowia powinien stać na straży prawa i jest ostatnią osobą, która powinna prawo łamać.
Chce pan uchronić innych przed znalezieniem się w takiej sytuacji?
Chcę, by zostało wyjaśnione, czy minister (w moim przekonaniu bez uzasadnionych powodów) może sobie kogoś odwoływać, czy nie. Jeżeli może, to trudno, przyjmę to z pokorą. Ale jeżeli nie, to chciałbym, by z tego zdarzenia, które jest dla mnie przykre i traumatyzujące, wynikły jakieś korzyści. Tym pożytkiem dla mnie będzie, jeżeli rządzący minister zdrowia i jego prominentni współpracownicy będą mieli świadomość, że trzeba postępować zgodnie z prawem i trzeba mieć przekonanie o pewnych faktach, a nie tylko opierać się na jakichś donosach, doniesieniach, czy pomówieniach.
Wydawało mi się, że ten okres, w którym napiętnowało się lekarzy, lekceważyło ich i poniżało minie bezpowrotnie. Teraz widzę, że on wcale nie minął, zmieniły się tylko troszkę metody. Natomiast ideologicznie tu niewiele się zmieniło. Oczywiście nie jestem do końca obiektywny, bo jestem w środku tego wydarzenia. Na tyle, na ile potrafię być obiektywny, oceniam to bardzo negatywnie - nie tylko ze względu na mnie, ale i na środowisko. Uważam, że wysocy urzędnicy Ministerstwa Zdrowia źle traktują lekarzy - w sposób instrumentalny. To przynosi ogromne straty szczególnie dla pacjentów.
Na czym polega to złe traktowanie?
Wydaje mi się, że Arłukowicz wziął sobie za cel walkę z profesorsko-dyrektorskim establishmentem w ochronie zdrowia. Obawiam się, że to jedno z najgorszych działań, jakie można sobie wyobrazić u ministra zdrowia. Zamiast widzieć w tych ludziach sojuszników, współpracowników i ekspertów robi sobie z nich osoby, z którymi należy walczyć. Wymienia, odwołuje, myślę, że w dużej części bez rzeczywistego sprawdzenia faktów.
Chciałby pan powrócić na stanowisko konsultanta krajowego?
Nie, nie chciałbym. Tutaj sprawa jest zamknięta. Nowy konsultant został powołany zgodnie z obowiązującym prawem. Przez pół roku był konsultant tymczasowy, wyznaczony przez ministra Arłukowicza, a 16 lutego została powołana na konsultanta pani Wanda Romaniuk. To bardzo odpowiednia osoba na tym stanowisku.
Ja w międzyczasie objąłem bardziej prestiżowe i ważniejsze stanowiska w nauce polskiej. Jestem wiceprezesem Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów.
Czyli są jakieś dobre strony tej sytuacji?
Obrzucanie kogoś błotem, szczególnie trudno lub wcale niezmywalnym, pozostaje obrzucaniem - to nie ulega wątpliwości. Natomiast nie ukrywam, że z zadowoleniem przyjąłem po pół roku wyjaśnień i badań zakończenie sprawy jednoznaczną decyzją prokuratury o braku jakichkolwiek zarzutów pod moim adresem. Uwierzyłem, że istnieją w Polsce jakieś granice obiektywne i można się spodziewać, że są siły, które ograniczają również i władzę.
Jest pan jeszcze w stanie współpracować z ministrem Arłukowiczem?
Z ministrem Arłukowiczem nie mamy płaszczyzny współpracy. Ja jestem profesorem uniwersyteckim, kieruję szpitalem uniwersyteckim i katedrą na uniwersytecie. To są funkcje, które nie wymagają ode mnie kontaktów ani z ministrem, ani z jego współpracownikami. Nie znaczy to, że nie mogę się spodziewać jakichś kłopotów.
Jak pan ocenia działania pana Arłukowicza na stanowisku ministra zdrowia?
Moja ocena jest bardzo negatywna. Jednak nie odbiega ona od ocen innych lekarzy. W ostatnich kilku latach dzięki wzrostowi gospodarczemu w naszym kraju i lepszym wynikom zarobkowym społeczeństwa, nakłady na ochronę zdrowia wzrosły powyżej pięćdziesięciu procent. W tym samym okresie nie nastąpiły żadne zmiany, ani w ilości lekarzy, ilości pacjentów, jednostek ochrony zdrowia - czyli infrastruktura i pacjenci nie zmienili się. Wzrosły natomiast w sposób znaczący nakłady, a w ocenie subiektywnej społeczeństwa ochrona zdrowia w Polsce podupadła.
Rządzący czasem chwalą się tymi wynikami. Ale to nie jest ich zasługa. To są pieniądze, które ludzie wypracowali. Jeśli te pieniądze weszły w system, a system jest gorszy… Kolejki do lekarza i kolejki na zabiegi się wydłużyły. Świadczenia medyczne stały się trudniej dostępne. Tutaj winy nie da się zrzucić na lekarzy. Zadłużenie ochrony zdrowia nie zmniejsza się, a zwiększa. Szpitale są coraz bardziej zadłużone, więc coś tutaj się nie zgadza.
To na co poszły te pieniądze?
To nie chodzi o to, na co one poszły i czy ktoś je sprzeniewierzył. Po prostu zostały źle wydane. Nieracjonalnie. Zdaję sobie sprawę z wielu okoliczności, wymaganych zmian i dostosowania się do norm europejskich, mimo wszystko to nie może usprawiedliwiać inercji władzy.
Czy środowisko lekarskie stara się wpłynąć na premiera i rząd, by ministerstwo nie walczyło z lekarzami?
Jeśli chodzi o pana doktora Marcina Hamankiewicza (szef Naczelnej Rady Lekarskiej), który reprezentuje nas jako Izby Lekarskie, to jest to bardzo światły człowiek. On nie jest człowiekiem kontestującym działania ministerstwa, tylko chce się włączać twórczo i racjonalnie. Z tego, co czytam w prasie medycznej, oni też już przestali wierzyć z możliwość porozumienia z ministrem. On jedno mówi, drugie myśli, a trzecie robi. Z takim partnerem Izby nie mogą sobie poradzić. Decydenci ciągle zapominają, po co my tu jesteśmy. Cały czas chodzi nam o pacjentów, to wszystko ku temu zmierza.
Życie jest życiem i to zweryfikuje te wszystkie działania. Ja jestem urodzonym optymistą, mimo tych wszystkich rzeczy, które mnie spotkały, wierzę w to, że musi być dobrze.