2,5-letnia Dominika nie żyje, bo lekarz był sam na dyżurze?
Dodano:
Zgodnie z warunkami umowy z NFZ w ambulatorium ze Skierniewic, które nie wysłało karetki do 2,5-letniej Dominiki mimo iż matka w zgłoszeniu telefonicznym informowała, że dziecko ma 41,5 stopnia gorączki (dziewczynka zmarła), powinno dyżurować trzech lekarzy - w tym jeden pediatra i trzy pielęgniarki. Tymczasem w dni powszednie dyżurował tam jeden lekarz i jedna pielęgniarka, a pozostali lekarze dyżurowali pod telefonami - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej z Łodzi. O sprawie pisze "Gazeta Wyborcza".
Prokuratura ustaliła, że w dniu, w którym do ambulatorium o pomoc zwrócili się rodzice 2,5-letniej Dominiki, dyżur pełnił tam lekarz bez specjalizacji. - To bardzo ważne ustalenia. To, że lekarz w ambulatorium dyżurował sam, mogło wpłynąć na jego decyzję o tym, czy jechać do pacjenta. Mógł się obawiać, że do zamkniętego ambulatorium zgłosi się inny pacjent potrzebujący pomocy i dlatego bronił się przed wizytą domową - tłumaczy dr Paweł Ziółkowski, wojewódzki konsultant ds. medycyny ratunkowej w Łodzi.
Prokuratura informuje, że według zeznań lekarzy z ambulatorium, niezgodny z umową z NFZ system zmian wprowadzono ze względu na niewielką liczbę pacjentów, którzy odwiedzali placówkę medyczną.
arb, "Gazeta Wyborcza"
Prokuratura informuje, że według zeznań lekarzy z ambulatorium, niezgodny z umową z NFZ system zmian wprowadzono ze względu na niewielką liczbę pacjentów, którzy odwiedzali placówkę medyczną.
arb, "Gazeta Wyborcza"