Ryszard Kukliński - Najważniejszy szpieg Ameryki

Dodano:
Ryszard Kukliński (fot. Bartłomiej Szyperski)
- Tylko raz Kuklińskiemu wypadły dokumenty ukryte pod szufladą w kuchni. Przez przypadek. Zobaczył je Bogdan [syn pułkownika – red.]. Pytał, co to jest, ale Kukliński powiedział tylko: "Nie przejmuj się tym" - wspomina w rozmowie z Michałem Majewskim i Pawłem Reszką David Forden, emerytowany oficer CIA, który nadzorował działalność wywiadowczą Ryszarda Kuklińskiego.

Michał Majewski, Paweł Reszka: W Polsce trwają dyskusje o tym, kiedy naprawdę Ryszard Kukliński zaczął współpracować z amerykańskim wywiadem. Generał Czesław Kiszczak twierdzi, że zaczęło się to nie w Niemczech, ale wcześniej, pod koniec lat 60. w Wietnamie, gdzie Kukliński służył w Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru Układów Genewskich. Co pan na to?

David Forden: Słyszałem tę opowieść. Kukliński nawiązał współpracę z CIA w 1972 r., kiedy sam w liście pisanym łamaną angielszczyzną zwrócił się do amerykańskiej ambasady z prośbą o spotkanie.

Kiedy spotkał pan pierwszy raz pułkownika Kuklińskiego, podczas jednego z jego rejsów jachtem na Zachód, pojawił się problem. Kukliński chciał współpracować z amerykańską armią. Pan był z CIA…

Wiedziałem dokładnie, co zrobić. Kukliński został przyprowadzony do bezpiecznego mieszkania przez pułkownika Henry’ego z armii amerykańskiej. Lato, czerwiec. Kukliński był w szortach i koszulce z krótkim rękawem.

Co mu pan powiedział?

"Dzień dobry, miło mi pana poznać. Jestem Daniel z CIA. Chciał pan nawiązać kontakt z armią amerykańską i go pan nawiązał, z pułkownikiem Henrym. Jeśli jednak chodzi o to, co zamierzamy razem zrobić: pan i rząd Stanów Zjednoczonych – to armia nie ma odpowiednich umiejętności. Armia się na tym nie zna, za to my owszem. Mamy możliwości, by pana chronić. Jesteśmy zapaleni do tego, co pan chce zrobić, i możemy panu pomóc”. Krótko mówiąc, oczekiwaliśmy, że będzie w stosunkach z nami w stu procentach uczciwy. Stąd też i Kukliński miał prawo oczekiwać, że będziemy uczciwi w stosunku do niego. Cały ten wstęp trwał może pięć, sześć minut.

Dlaczego armia nie mogła sobie poradzić z taką sprawą?

W pierwszym roku mojej pracy w ambasadzie w Warszawie trzech attaché wojskowych zostało aresztowanych i wydalonych z Polski.

Jak wyglądała wasza rozmowa dalej?

Potem powiedziałem: „Zabierajmy się do roboty”, i się zabraliśmy.

To musiało być ryzykowne. Kukliński mógł powiedzieć: "OK, ale ja chciałem współpracować z armią USA. Dziękuję i do widzenia " .

Nie bałem się tego. Choć uprzedziłem swojego szefa w centrali CIA, że mam zamiar szczerze powiedzieć, że jestem z CIA. Nie chciałem okłamywać Kuklińskiego.

Powiedział pan, że ma na imię Daniel?

To imię mojego syna. Jedyna sprawa, w jakiej oszukałem Kuklińskiego. Lata później rozmawiałem z nim o tym: "Powiedziałem ci, że jestem z CIA, i nawet nie mrugnąłeś, co sobie wtedy pomyślałeś?”.

Odpowiedział?

Tak. "Wiele opowiadano nam o ludziach z CIA, że są ordynarni, nieprzyjemni. Od razu wiedziałem, że muszą być racjonalni i uczciwi”.

Kukliński nie mógł z oczywistych powodów powiedzieć nikomu, nawet swojej rodzinie, że współpracuje z CIA…

To oczywiste. Rodzina nic nie wiedziała. Dla nich był oficerem Ludowego Wojska Polskiego, który piął się po szczeblach kariery. Utrzymywał doskonałe stosunki z generałem Jerzym Skalskim, zastępcą szefa Sztabu Generalnego. Tylko raz Kuklińskiemu wypadły dokumenty ukryte pod szufladą w kuchni. Przez przypadek. Zobaczył je Bogdan [syn pułkownika – red.]. Pytał, co to jest, ale Kukliński powiedział tylko: "Nie przejmuj się tym”.

Więcej o kulisach działalności Ryszarda Kuklińskiego w specjalnym numerze "Kryminalny Wprost", który jest już dostępny w kioskach.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...