Jak rząd wykańcza producentów zielonej energii
Dodano:
Przedsiębiorcy wytwarzający energię ze źródeł odnawialnych aż dwa lata czekają na ustawę, która pomoże im przetrwać na rynku. Bez rządowego wsparcia już teraz mogą zwijać interes.
Morze Bałtyckie, cieśnina Sund, kilka kilometrów na wschód od Kopenhagi. Z morza wystaje 20 wiatraków. Są w stanie wyprodukować energię o mocy 40 MW. Wystarczy dla prawie 50 tys. mieszkańców stolicy Danii. Elektrownia wiatrowa Middelgrunden powstała kilkanaście lat temu. W Polsce miało być podobnie. Miało, bo wszystko wskazuje na to, że rząd powoli wycofuje się z planów wsparcia rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. Na uchwalenie specjalnej ustawy o odnawialnych źródłach energii przedsiębiorcy czekają już ponad dwa lata. – Bez ustawy banki nie chcą udzielać kredytów. Wszystkie inwestycje w wiatraki zostały wstrzymane. Przedsiębiorcy są wściekli – tak o nastrojach w branży mówi Michał Ćwil, dyrektor Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej. Jego zdaniem rząd nie ma żadnej wizji rozwoju alternatywnych źródeł energii w Polsce.
Nowa ustawa miała przede wszystkim uregulować rynek zielonych certyfikatów – dopłat jakie otrzymują producenci za wytworzenie 1 megawatogodziny odnawialnej energii. Produkcja zielonego prądu jest w pierwszym okresie mało opłacalna, więc przedsiębiorcy wytwarzający energię z paneli słonecznych, wiatraków albo biomasy mieli dostawać 250 zł za wyprodukowaną 1MWh. Z racji tego, że rynek zielonych certyfikatów nie jest regulowany, certyfikatów wydano zbyt dużo, a ich wartość spadła. Czasem nawet o połowę. Przedsiębiorcy są załamani, bo z dopłatami na obecnym poziomie ok. 130 zł produkcja zielonej energii już się nie opłaca. - Ustawa o OZE miała gwarantować odbiór energii z odnawialnych źródeł po stałej, gwarantowanej cenie oraz 15-letni okres stałego wsparcia - mówi Piotr Biniek z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Jednak przedsiębiorcy przestali już wierzyć, że nowe prawo kiedykolwiek wejdzie w życie. Zagraniczni inwestorzy, którzy mieli budować u nas farmy wiatraków też tracą cierpliwość i wycofują się z Polski.
Tymczasem, jak szacuje międzynarodowa agencja konsultingowa Ernst&Young, morska energetyka wiatrowa mogłaby do 2030 r. przynieść budżetowi państwa aż 82 mld zł. Na tę zawrotną kwotę składają się między innymi wpływy podatkowe od firm stawiających wiatraki czy opłaty lokalizacyjne. Dodatkowo kręcący się interes ma zapewnić 35 tys. miejsc pracy i udostępnić sześć gigawatów mocy – prawie cztery razy tyle, ile rocznie potrzebuje Warszawa.
A kiedy rząd uchwali obiecaną ustawę? Próbowaliśmy się tego dowiedzieć w Ministerstwie Gospodarki. - Ze względu na obszerność projektów, trudno jest jednoznacznie ocenić i przewidzieć tempo prac parlamentarnych, podobnie jak datę przyjęcia pakietu przez Radę Ministrów – odpowiadają decydenci. Impas trwa więc nadal. Los tysięcy pracowników związanych z branżą producentów zielonej energii jest poważnie zagrożony.
Nowa ustawa miała przede wszystkim uregulować rynek zielonych certyfikatów – dopłat jakie otrzymują producenci za wytworzenie 1 megawatogodziny odnawialnej energii. Produkcja zielonego prądu jest w pierwszym okresie mało opłacalna, więc przedsiębiorcy wytwarzający energię z paneli słonecznych, wiatraków albo biomasy mieli dostawać 250 zł za wyprodukowaną 1MWh. Z racji tego, że rynek zielonych certyfikatów nie jest regulowany, certyfikatów wydano zbyt dużo, a ich wartość spadła. Czasem nawet o połowę. Przedsiębiorcy są załamani, bo z dopłatami na obecnym poziomie ok. 130 zł produkcja zielonej energii już się nie opłaca. - Ustawa o OZE miała gwarantować odbiór energii z odnawialnych źródeł po stałej, gwarantowanej cenie oraz 15-letni okres stałego wsparcia - mówi Piotr Biniek z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Jednak przedsiębiorcy przestali już wierzyć, że nowe prawo kiedykolwiek wejdzie w życie. Zagraniczni inwestorzy, którzy mieli budować u nas farmy wiatraków też tracą cierpliwość i wycofują się z Polski.
Tymczasem, jak szacuje międzynarodowa agencja konsultingowa Ernst&Young, morska energetyka wiatrowa mogłaby do 2030 r. przynieść budżetowi państwa aż 82 mld zł. Na tę zawrotną kwotę składają się między innymi wpływy podatkowe od firm stawiających wiatraki czy opłaty lokalizacyjne. Dodatkowo kręcący się interes ma zapewnić 35 tys. miejsc pracy i udostępnić sześć gigawatów mocy – prawie cztery razy tyle, ile rocznie potrzebuje Warszawa.
A kiedy rząd uchwali obiecaną ustawę? Próbowaliśmy się tego dowiedzieć w Ministerstwie Gospodarki. - Ze względu na obszerność projektów, trudno jest jednoznacznie ocenić i przewidzieć tempo prac parlamentarnych, podobnie jak datę przyjęcia pakietu przez Radę Ministrów – odpowiadają decydenci. Impas trwa więc nadal. Los tysięcy pracowników związanych z branżą producentów zielonej energii jest poważnie zagrożony.
Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .