Cezary Mończyk - król seksbiznesu w krainie kiczu
Jak miałbym mieć od początku nowe życie, to nie chciałbym mieć innego. Dużo seksu. Cóż mi zostało w tym wieku. Pomarzyć, powspominać i to byłoby na tyle” – powiedział nam miesiąc przed śmiercią Cezary Mończyk. W 2003 r. dzięki kontrowersyjnej „Balladzie o lekkim zabarwieniu erotycznym” Mończyk przed telewizory przyciągał tłumy. Król kiczu, obscenicznego dowcipu, wulgarny i obleśny. Chwalił się, że miał większą oglądalność od Małysza. „Robiłem rzeczy śliskie, nie chcę o tym za dużo mówić, ale były to rzeczy bardziej erotyczne, niedozwolone. Jednak nigdy nie zajmowałem się prostytucją i stręczycielstwem” – twierdził.
Kilka dni temu jego ciało znalazła pokojówka. Mończyk zmarł nagle, pod prysznicem, w hotelu w Turcji. Pojechał na dwutygodniową wycieczkę w promocji last minute, wyjątkowo okazyjnie. Uwielbiał podróże, tylko niestety z pieniędzmi ostatnio było u niego krucho. „Jak jakiś grosz mam, to jadę, bo wiem, że to się już kończy. Teraz jeszcze mogę, a potem będę mógł tylko popatrzeć, powspominać i potrzymać”.
(...)
„Lubię kobiece piersi, ale muszą być naturalne, prawdziwe, żadne sylikony, plastiki” – mówiąc to, głaskał się po koszulce. Nic dziwnego, że niektórym wydawał się odrażający, innym – odważny. Na początku lat 90. Mończyk postanowił wejść w świat przaśnego erotycznego biznesu. Zaczęło się od wyborów miss, początkowo raz w roku, a potem już co miesiąc.
„Robiłem wybory miss ogólnołódzkie jeden raz w roku, następnie czterech pór roku, Miss Uniwersum, Miss Opalenizny na basenie. Tych konkursów było dużo i szło z tego nieźle wyżyć”. Przez jego ręce przewinęło się wiele dziewczyn. Nie byłby sobą, gdyby nie korzystał z okazji. „Po konkursie na 15 dziewcząt zawsze znalazła się jedna, która chciała się z szefem bliżej zapoznać, i zostawała. Zawsze byłem kobieciarzem” – przyznawał z rozbrajającą szczerością i nie miał sobie nic do zarzucenia. Zresztą – przecież same chciały.
(...)
Castingi z udziałem dziewcząt przeprowadzał u siebie w domu. W dużym pokoju zamontował rurę do tańca i prawie każdego dnia przesłuchiwał kandydatki, które chciały spróbować swoich sił w show-biznesie. „Otwierałem okna, one tańczyły, a pod balkon ściągały tłumy z okolicy, naprawdę się działo”. Mończyk zrobił oszałamiającą karierę w krótkim czasie, ale wielkiej fortuny się nie dorobił. Łatwo przyszło, łatwo poszło.
Czytaj więcej w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .