Guział: premier gardzi warszawiakami. To będzie jego koniec
Dodano:
- Jeśli rzeczywiście okazałoby się prawdą, że Donald Tusk chciałby zrobić Hannę Gronkiewicz-Waltz komisarzem Warszawy w przypadku przegranego przez nią referendum, to de facto oznacza to koniec samego premiera. W demokracji jest tak, że za błędne decyzje ponosi się najwyższą cenę, czyli traci się funkcję - mówił w rozmowie z Wprost.pl burmistrz Ursynowa i inicjator akcji referendalnej w Warszawie Piotr Guział.
Joanna Apelska: Pojawiła się informacja, że Donald Tusk na zarządzie partii powiedział, że w wypadku gdyby Hanna Gronkiewicz-Waltz została odwołana z urzędu, z ostałaby wyznaczona na komisarza miasta. Jak pan ocenia takie deklaracje?
Piotr Guział: W tym przypadku są dwie możliwości. To może być przeciek inspirowany przez politycznych przeciwników Tuska. To tylko jego najzagorzalsi wrogowie mogli wymyślić, by wbrew demokratycznemu werdyktowi postawić na swoim i do końca utrzymywać Hannę Gronkiewicz-Waltz przy władzy wbrew warszawiakom i wbrew demokracji. To butna i arogancka propozycja.
Jeśli rzeczywiście okazałoby się to prawdą, to de facto oznacza to koniec samego premiera. W demokracji jest tak, że za błędne decyzje ponosi się najwyższą cenę, czyli traci się funkcję. Jeśli pan premier tak bardzo obstaje przy drugiej osobie w Platformie, którą jest Hanna Gronkiewicz-Waltz, tak bardzo namawia do tego, żeby ją obronić i na końcu przegrywa, to w ukształtowanych demokracjach premier podaje się do dymisji.
To nie jest zabieg, mający zniechęcić ludzi do pójścia na referendum . Sygnał: nawet jeśli Gronkiewicz-Waltz zostałaby odwołana, to i tak będzie rządzić miastem?
To wywoła zupełnie odwrotny skutek. Wystarczy wejść na fora. Krótko po pojawieniu się tej informacji w internecie aż kipiało. To jest tak naprawdę naplucie warszawiakom w twarz. Zwróćmy uwagę na kontekst tej sytuacji: premier, który jest mieszkańcem Sopotu i tak gardzi warszawiakami, że nawet nie ma biura polskiego w stolicy. A przypomnijmy, że dwukrotnie wybierano go właśnie z Warszawy. Jest premierem, nikt nie oczekuje od niego, że będzie spędzał poniedziałki w biurze poselskim, ale wydaje się, że chociaż taka fasada, jaką jest kontakt z wyborcą w mieście, z którego został wybrany, to jest minimum. Tymczasem pan premier nie dość, że jest spoza Warszawy, to jeszcze nie pomógł w rozwiązaniu kluczowych kwestii dla stolicy m.in. dotyczących dekretu Bieruta czy janosikowego. To tylko od jego decyzji zależał los tych projektów. To on mógł skłonić klub Platformy do tego, by te projekty przeforsować, a tego nie zrobił. Nie zrobił nic dla warszawiaków, a mówi nam, co mamy robić. Mówi tak: „głosujcie sobie jak chcecie, tak naprawdę ustawa referendalna i konstytucja nic nie znaczą, to są martwe dokumenty i tak zrobię tak, jak będę uważał”. To jest coś niebywałego. Po takich słowach on podważa swój własny autorytet.
Jeśli premier uczyniłby Gronkiewicz-Waltz komisarzem, to Plac Bankowy przemieni się w warszawski Majdan. Komisarz Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wejdzie do stołecznego ratusza w przypadku odwołania z funkcji.
Będą protesty przed ratuszem?
Plac Bankowy zostanie całkowicie zablokowany.
Mówił pan wcześniej, że chciał debatować z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Jak miałaby taka debata wyglądać?
Ja proponuję pani prezydent debatę osobistą. Myślę, że jest wiele kwestii, o których warszawiacy powinni się dowiedzieć od niej, ale nie w trakcie sztucznych konferencji prasowych, które mają poprawić jej wizerunek. Są znacznie poważniejsze problemy w Warszawie, niż wizerunek Hanny Gronkiewicz-Waltz. Myślę, że taka debata w kontekście referendum się warszawiakom należy. Pani prezydent powinna stawić czoło argumentom przedstawianym przez inicjatorów referendum.
Jak pan ocenia decyzję, że debaty nie będzie? Hanna Gronkiewicz-Waltz tłumaczyła, że pomyliły się panu wybory z referendum.
Pani prezydent pomyliły się chyba w ogóle funkcje. Samorząd to jest nieustająca debata. Jeśli Hanna Gornkiewicz-Waltz mówi, że będzie teraz częściej tłumaczyć warszawiakom swoje decyzje, to myślę, że nie wyklucza mnie z grona warszawiaków. Jeśli chce bezpośrednio rozmawiać z warszawiakami, to z nami także. Jesteśmy reprezentantami bardzo licznych środowisk. Jeśli nie z nami pani Gronkiewicz-Waltz ma debatować, to z kim? To oznacza, że to wszystko co ona robi jest tylko maską i pudrem, który ma przykryć jej antyobywatelską i antydemokratyczną twarz. Jeżeli pani prezydent uważa, że rozmowa z działaczami PO udającymi mieszkańców jest istotniejsza od dyskusji z przedstawicielami samorządu, to znaczy, że zupełnie pomyliła funkcje.
A co z decyzją o wprowadzeniu Karty Warszawiaka na dzień po tym, jak WWS zapowiedział, że w przypadku gdyby Warszawska Wspólnota Samorządowa przejęła władzę, to ceny biletów zostaną obniżone o połowę?
Warszawiacy widzą komizm tej sytuacji. Dziś wystarczy, że zaproponujemy dowolną rzecz, a następnego dnia pani prezydent ją przebije - i oczywiście skończy się na słowach. Proszę zwrócić uwagę, że Karta Warszawiaka mogłaby zostać uchwalona już na najbliższej sesji. Nie trzeba z tym czekać do stycznia. Poza tym nie wiadomo, czy ona w ogóle wejdzie i w jakim kształcie. A kształt zaproponowany przez panią prezydent jest kompromitujący dla niej. To jest nieznajomość elementarza ekonomii i marketingu. Obniżka kilkuprocentowa cen biletów (czyli o 2 złote) nie sprawi, że osoby mieszkające w Warszawie, a płacące podatki gdzie indziej, postanowią zadać sobie trud i zacząć płacić podatki w stolicy. Tak naprawdę ją to kompromituje. Tylko istotna obniżka cen biletów może skłonić ludzi, by płacili podatki w Warszawie. Dlaczego tak wiele osób nie decyduje się, by to robić? Chociażby dlatego, że koszt rejestracji auta jest w stolicy istotnie wyższy niż w innych miastach. Gdyby komunikacja była tańsza o połowę, to zachęciłoby to ludzi do korzystania z komunikacji miejskiej. Zmniejszyłoby to korki w stolicy. Policzyłem, że obniżka cen biletów o połowę, spowoduje stratę 250 mln zł. Ale zaowocuje też przychodem w wysokości od 300 do 500 milionów zł z tytułu zwiększonej liczby podatników, a także oszczędności wynikających ze zmniejszenia korków.
Piotr Guział: W tym przypadku są dwie możliwości. To może być przeciek inspirowany przez politycznych przeciwników Tuska. To tylko jego najzagorzalsi wrogowie mogli wymyślić, by wbrew demokratycznemu werdyktowi postawić na swoim i do końca utrzymywać Hannę Gronkiewicz-Waltz przy władzy wbrew warszawiakom i wbrew demokracji. To butna i arogancka propozycja.
Jeśli rzeczywiście okazałoby się to prawdą, to de facto oznacza to koniec samego premiera. W demokracji jest tak, że za błędne decyzje ponosi się najwyższą cenę, czyli traci się funkcję. Jeśli pan premier tak bardzo obstaje przy drugiej osobie w Platformie, którą jest Hanna Gronkiewicz-Waltz, tak bardzo namawia do tego, żeby ją obronić i na końcu przegrywa, to w ukształtowanych demokracjach premier podaje się do dymisji.
To nie jest zabieg, mający zniechęcić ludzi do pójścia na referendum . Sygnał: nawet jeśli Gronkiewicz-Waltz zostałaby odwołana, to i tak będzie rządzić miastem?
To wywoła zupełnie odwrotny skutek. Wystarczy wejść na fora. Krótko po pojawieniu się tej informacji w internecie aż kipiało. To jest tak naprawdę naplucie warszawiakom w twarz. Zwróćmy uwagę na kontekst tej sytuacji: premier, który jest mieszkańcem Sopotu i tak gardzi warszawiakami, że nawet nie ma biura polskiego w stolicy. A przypomnijmy, że dwukrotnie wybierano go właśnie z Warszawy. Jest premierem, nikt nie oczekuje od niego, że będzie spędzał poniedziałki w biurze poselskim, ale wydaje się, że chociaż taka fasada, jaką jest kontakt z wyborcą w mieście, z którego został wybrany, to jest minimum. Tymczasem pan premier nie dość, że jest spoza Warszawy, to jeszcze nie pomógł w rozwiązaniu kluczowych kwestii dla stolicy m.in. dotyczących dekretu Bieruta czy janosikowego. To tylko od jego decyzji zależał los tych projektów. To on mógł skłonić klub Platformy do tego, by te projekty przeforsować, a tego nie zrobił. Nie zrobił nic dla warszawiaków, a mówi nam, co mamy robić. Mówi tak: „głosujcie sobie jak chcecie, tak naprawdę ustawa referendalna i konstytucja nic nie znaczą, to są martwe dokumenty i tak zrobię tak, jak będę uważał”. To jest coś niebywałego. Po takich słowach on podważa swój własny autorytet.
Jeśli premier uczyniłby Gronkiewicz-Waltz komisarzem, to Plac Bankowy przemieni się w warszawski Majdan. Komisarz Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wejdzie do stołecznego ratusza w przypadku odwołania z funkcji.
Będą protesty przed ratuszem?
Plac Bankowy zostanie całkowicie zablokowany.
Mówił pan wcześniej, że chciał debatować z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Jak miałaby taka debata wyglądać?
Ja proponuję pani prezydent debatę osobistą. Myślę, że jest wiele kwestii, o których warszawiacy powinni się dowiedzieć od niej, ale nie w trakcie sztucznych konferencji prasowych, które mają poprawić jej wizerunek. Są znacznie poważniejsze problemy w Warszawie, niż wizerunek Hanny Gronkiewicz-Waltz. Myślę, że taka debata w kontekście referendum się warszawiakom należy. Pani prezydent powinna stawić czoło argumentom przedstawianym przez inicjatorów referendum.
Jak pan ocenia decyzję, że debaty nie będzie? Hanna Gronkiewicz-Waltz tłumaczyła, że pomyliły się panu wybory z referendum.
Pani prezydent pomyliły się chyba w ogóle funkcje. Samorząd to jest nieustająca debata. Jeśli Hanna Gornkiewicz-Waltz mówi, że będzie teraz częściej tłumaczyć warszawiakom swoje decyzje, to myślę, że nie wyklucza mnie z grona warszawiaków. Jeśli chce bezpośrednio rozmawiać z warszawiakami, to z nami także. Jesteśmy reprezentantami bardzo licznych środowisk. Jeśli nie z nami pani Gronkiewicz-Waltz ma debatować, to z kim? To oznacza, że to wszystko co ona robi jest tylko maską i pudrem, który ma przykryć jej antyobywatelską i antydemokratyczną twarz. Jeżeli pani prezydent uważa, że rozmowa z działaczami PO udającymi mieszkańców jest istotniejsza od dyskusji z przedstawicielami samorządu, to znaczy, że zupełnie pomyliła funkcje.
A co z decyzją o wprowadzeniu Karty Warszawiaka na dzień po tym, jak WWS zapowiedział, że w przypadku gdyby Warszawska Wspólnota Samorządowa przejęła władzę, to ceny biletów zostaną obniżone o połowę?
Warszawiacy widzą komizm tej sytuacji. Dziś wystarczy, że zaproponujemy dowolną rzecz, a następnego dnia pani prezydent ją przebije - i oczywiście skończy się na słowach. Proszę zwrócić uwagę, że Karta Warszawiaka mogłaby zostać uchwalona już na najbliższej sesji. Nie trzeba z tym czekać do stycznia. Poza tym nie wiadomo, czy ona w ogóle wejdzie i w jakim kształcie. A kształt zaproponowany przez panią prezydent jest kompromitujący dla niej. To jest nieznajomość elementarza ekonomii i marketingu. Obniżka kilkuprocentowa cen biletów (czyli o 2 złote) nie sprawi, że osoby mieszkające w Warszawie, a płacące podatki gdzie indziej, postanowią zadać sobie trud i zacząć płacić podatki w stolicy. Tak naprawdę ją to kompromituje. Tylko istotna obniżka cen biletów może skłonić ludzi, by płacili podatki w Warszawie. Dlaczego tak wiele osób nie decyduje się, by to robić? Chociażby dlatego, że koszt rejestracji auta jest w stolicy istotnie wyższy niż w innych miastach. Gdyby komunikacja była tańsza o połowę, to zachęciłoby to ludzi do korzystania z komunikacji miejskiej. Zmniejszyłoby to korki w stolicy. Policzyłem, że obniżka cen biletów o połowę, spowoduje stratę 250 mln zł. Ale zaowocuje też przychodem w wysokości od 300 do 500 milionów zł z tytułu zwiększonej liczby podatników, a także oszczędności wynikających ze zmniejszenia korków.