Uwalniają od grzechów... sprzed wieków. Nowa moda w kościele

Dodano:
- To nie jest żadne zjawisko kościelne - mówi o uzdrowieniach międzypokoleniowych o. Oszajca, fot. sxc.hu Źródło: FreeImages.com
Modlitwa o uwolnienie od grzechów przodków oczyszcza Polaków z występków uczynionych w czasach... króla Stefana Batorego - donosi "Tygodnik Powszechny".
W całej Polsce w kościołach odprawiane są modlitwy błagalna o przywrócenie zdrowia. Nowością są tzw. uzdrowienia międzypokoleniowe. Jak pisze "Tygodnik Powszechny", duchowni nauczają, że na nasze życie wpływają grzechy przodków do piętnastego pokolenia.

Przodek ukradł krowę. I co?

"Broszura o uzdrowieniu międzypokoleniowym rozeszła się w polskich wspólnotach charyzmatycznych w 60 tys. egzemplarzy. Jej autor, amerykański zakonnik Robert DeGrandis, upowszechnił modlitwę o uwolnienie od grzechów przodków aż do piętnastego pokolenia wstecz - co Polaków odsyła do czasów Stefana Batorego" - czytamy w "Tygodniku Powszechnym".

Pogląd ten promuje w Polsce wielu członków Odnowy w Duchu Świętym. Przytaczają rzekomo naukowe dowody na działanie uzdrawiania międzypokoleniowego. - Powiedzmy, że jakiś Wieńczysław Siemieniewski w 1689 roku ukradł sąsiadowi krowę. Dlaczego miałbym myśleć, że wskutek tego wpływają na mnie demony. I to w taki sposób, że jeżeli nie będę podlegać jakiejś specjalnej procedurze uwolnieniowej, to ten kłopot będzie mi towarzyszył przez całe życie? - pytał na spotkaniu z wiernymi biskup Andrzej Siemieniewski.

Wiją się na ziemi i mdleją

- Wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z tym, co św. Paweł nazywał "kultem własnego pomysłu". To kult zaczerpnięty z Bożego objawienia, potem przemyślany w postaci litanii, procesji i adoracji, ale wymyślony. Skłonności genetyczne nie przekazują nam skutków czynów człowieka - dodawał biskup.

W czasie seansów w kościołach ludzie wiją się na ziemi, mdleją i przeżywają "spoczynek w Duchu Świętym". - Objawia się w wyłączeniu władz psychicznych i fizycznych człowieka, który w czasie modlitwy nagle osuwa się, opada - tłumaczy tygodnik za księdzem Janem Reczkiem i przytacza przykład młodej dziewczyny, wijącą się na podłodze, przez którą przemawiał przeklinający księdza starzec. - Dwóch dorosłych mężczyzn nie mogło jej utrzymać. Ksiądz mówił, żeby nie zwracać uwagi - mówi tygodnikowi świadek seansu.

- Kiedy ludzie padają, nie jest to żadne zjawisko kościelne. Gdyby rzeczywiście działał tu Duch Święty, takie omdlenia miałyby jakiś cel. Myślę, że tego typu przypadki mogą po prostu łechtać pewien określony typ religijności. Św. Jan od Krzyża wymieniał w swoim katalogu siedmiu grzechów duchowych "obżarstwo duchowe". To jest podobna praktyka - komentuje dla "TP" o. Wacław Oszajca, jezuita i teolog.

sjk, "Tygodnik Powszechny", wyborcza.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...