Awantura o gender. Tajniacy przekroczyli uprawnienia?
Dodano:
Tajniacy rażący prądem anarchistów w Poznaniu mogli przekroczyć uprawnienia - ocenia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
- Prywatne paralizatory? To niedozwolone, kwalifikuje się na zarzut przekroczenia uprawnień - mówi "Gazecie Wyborczej" Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Chodzi o wykład "Gender – dewastacja człowieka i rodziny” ks. prof. Pawła Bortkiewicza na poznańskim Uniwersytecie Ekonomicznym, podczas którego doszło do bójki.
Pałki, paralizatory. Bójka na uniwersytecie
Wykład próbowali zakłócić anarchiści. Interweniowała policja, która użyła pałek i paralizatorów. Wykład zgodnie z planem rozpoczął ksiądz prof. Paweł Bortkiewicz. Ale po kilku minutach obok księdza zaczął biegać i wskoczył na mównicę chłopak w złotej sukience. Na balkonie rozległy się oklaski. Wykład został przerwany, lecz ochroniarze nie zdołali wyprowadzić chłopaka z sali.
Policja nakazała anarchistom opuścić salę. Gdy ci odmówili, zamknęli się w niej z nimi, a wykład przeniesiono do innej auli. - Doszło do bójki z kilkudziesięcioma osobami, które nie chciały opuścić terenu uczelni. Te osoby zostały wylegitymowane i zostaną przewiezione na komisariat. Na komisariat jedzie też rektor UE, gdzie ma złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - informował serwis Gazeta.pl rzecznik poznańskiej policji Andrzej Borowiak.
Były poseł PiS: bolszewo-faszyści
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", choć policjanci od kilku miesięcy mają na wyposażeniu paralizatory, nie mogą ich używać funkcjonariusze w cywilu. Zdaniem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, tajniacy mogli przekroczyć swoje uprawnienia. Sprawy nie komentuje biuro prasowe Komendy Głównej Policji w Poznaniu.
- Rektor spodziewał się zakłócenia wykładu, dlatego poprosił policję o jego zabezpieczenie. Wiedział, że będą tajniacy. Wyraził też zgodę na interwencję, jeśli będzie konieczna - mówi "Gazecie Wyborczej" rzeczniczka uczelni, na której zorganizowano kontrowersyjny wykład. Pytana, czy interwencja była konieczna odmówiła komentarza.
Anarchistów krytykuje za to stanowczo były polityk PiS Marcin Libicki, który zjawił się na wykładzie. - To bolszewo-faszyści. Sprawiali wrażenie niezbyt przytomnych. Nie wiem, czy to kwestia narkotyków, ale zaczęli coś wykrzykiwać, ubrani byli wyzywająco. To robiło na mnie jak najgorsze wrażenie - mówi Libicki "Gazecie Wyborczej".
sjk, "Gazeta Wyborcza", Gazeta.pl
Pałki, paralizatory. Bójka na uniwersytecie
Wykład próbowali zakłócić anarchiści. Interweniowała policja, która użyła pałek i paralizatorów. Wykład zgodnie z planem rozpoczął ksiądz prof. Paweł Bortkiewicz. Ale po kilku minutach obok księdza zaczął biegać i wskoczył na mównicę chłopak w złotej sukience. Na balkonie rozległy się oklaski. Wykład został przerwany, lecz ochroniarze nie zdołali wyprowadzić chłopaka z sali.
Policja nakazała anarchistom opuścić salę. Gdy ci odmówili, zamknęli się w niej z nimi, a wykład przeniesiono do innej auli. - Doszło do bójki z kilkudziesięcioma osobami, które nie chciały opuścić terenu uczelni. Te osoby zostały wylegitymowane i zostaną przewiezione na komisariat. Na komisariat jedzie też rektor UE, gdzie ma złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - informował serwis Gazeta.pl rzecznik poznańskiej policji Andrzej Borowiak.
Były poseł PiS: bolszewo-faszyści
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", choć policjanci od kilku miesięcy mają na wyposażeniu paralizatory, nie mogą ich używać funkcjonariusze w cywilu. Zdaniem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, tajniacy mogli przekroczyć swoje uprawnienia. Sprawy nie komentuje biuro prasowe Komendy Głównej Policji w Poznaniu.
- Rektor spodziewał się zakłócenia wykładu, dlatego poprosił policję o jego zabezpieczenie. Wiedział, że będą tajniacy. Wyraził też zgodę na interwencję, jeśli będzie konieczna - mówi "Gazecie Wyborczej" rzeczniczka uczelni, na której zorganizowano kontrowersyjny wykład. Pytana, czy interwencja była konieczna odmówiła komentarza.
Anarchistów krytykuje za to stanowczo były polityk PiS Marcin Libicki, który zjawił się na wykładzie. - To bolszewo-faszyści. Sprawiali wrażenie niezbyt przytomnych. Nie wiem, czy to kwestia narkotyków, ale zaczęli coś wykrzykiwać, ubrani byli wyzywająco. To robiło na mnie jak najgorsze wrażenie - mówi Libicki "Gazecie Wyborczej".
sjk, "Gazeta Wyborcza", Gazeta.pl